Trzeba otworzyć wreszcie tę torebkę. Jest niepozorna. Damska. Skarbnica rzeczy najważniejszych, czarna, skórzana, lekko niemodna czeka na to, by znowu dotknęły ją delikatne ręce- rozpięły zamek, zanurzyły się w głębokiej czeluści. Odwagi, Kasiu, to już osiem lat. Żółty notesik idzie…
Byłam naprawdę przerażona -sama w obcym i nielubianym mieście. A to było pierwsze miejsce, które zobaczyłam, gdy wysiadłam z dziesiątki. Ulica Świerkowa szła w bok, na prawo, za kilkoma drewnianymi chatkami. Szukałam uniwersytetu i ten rosły gmach- ni to rozległe…
Hiszpania przywitała nas pomarańczami leżącymi na ziemi. Już po sezonie spadały pod nogi przypominając o słodyczy rozgrzanej słońcem pod walenckim niebem. Pomarańcze symbolizowały w tym roku czas moich urodzin, ta wyjątkowa data zawsze domaga się celebrowania. Drugi dzień lutego zaczął…
Czy wierzysz, że rzeczy mówią? Na przykład kufer. Taki ogromny, że podczas zabawy w chowanego mieściło się tam kilkoro małych dzieci. Stał jak zawalidroga, zwieziony przez dziadka Ludwika z pobliskiego Zambrowa, gdy rodzina likwidowała stary dom. „To kufer mego taty,…
Pierwsze święta Bożego Narodzenia bez mamy Walentyny, Podlasie
O co prosiliśmy w listach do Świętego Mikołaja? Trzydzieści lat temu i dziś
Ten świt -to zupełnie przypadkiem. Zamierzałam spać dłużej i wreszcie bez budzika, ale ból głowy, a może pełny księżyc na niebie obudził mnie po czwartej. Dom przywitał mnie uśpionym pulsem, ekspres dłużej niż zwykle nie chciał się włączyć, koty nawet…
Czy to dzieje się naprawdę? Czy tylko śnię swoje marzenia? Realny kontur cienia na ścieżce prowadzącej na wzgórze w Kołodnie mówił, że tak, istnieję. Szliśmy tam wszyscy, M. z przodu, wesoło rzucał szyszkami, huśtał się na zwalonym konarze, podskakiwał i…
Dzień dobry, jestem! Minęły dwie pory roku, przeleciała zima i wiosna. Lato zaczyna dojrzewać lipcowo. Przepraszam, że milczałam, najpierw pewna sprawa rzuciła cień na moje relacje i pracę, potem przyszła choroba, szpital, zagrożenie życia, złe wyniki, fala wlewania w siebie…
Dwa razy w lewo. Przez wiele lat to było jak zaklęcie, które wiodło mnie dodziadków w Ostrołęce. Żeby do nich dojechać, musieliśmy przemierzyć prawieczterdzieści kilometrów, tato ostrożnie wystawiał swój czerwony samochód z garażu i przyśmietniku pakowaliśmy się całą rodziną do…