Drzewko brzoskwiniowe zwariowało. Owoce są wszędzie, nawet na najmniejszych gałązkach. Sąsiedzi patrzą z podziwem, zachwytem i …czuję to! z zazdrością. Wszystkich zapraszam na brzoskwiniową imprezę. To już niebawem.

Tymczasem ja przyglądam się życiu, które wdziera się w betonowy świat. To niezwykłe, że kwiaty chcą rosnąć nawet za domkiem, między chodnikowymi płytkami.

Papierówki -duże, soczyste, winne. Piękny ślad matczynej (drzewnej:-)) miłości. Jabłonka urodziła cudowne dzieci. Niesamowite przeżycie, zrywać dojrzałe jabłka z drzewa, jak w dzieciństwie.

Wszystkie rośliny wysadzone przez Sarę, rosną, kwitną, cieszą oko. Są. Jest biało od hortensji. Wieczorem świecą jak fluorescencyjne.

W tej pięknej atmosferze jestem i ja. Z pozycji pani ogrodu – pielęgnuję. Ale bardziej się zachwycam. Dziś zmokłam w deszczu, który lunął znienacka. Mokra schowałam się do domku, żeby z okien wyglądać na świat. Jestem. Cudownie jest żyć.