A może to jest tylko sen? Droga prowadzi wprost do małego domku, po lewej, z napisem 57. Mijasz dziką czereśnię, kapliczkę, którą ktoś postawił w szkaradnym miejscu swego ogródka, idziesz nie rozglądając się na boki, bo śpieszysz się do tej, która czeka. Pachnie bzem, pieczonymi kiełbaskami i pobliską bawelną. Mama krząta się w ogródku, piele, podlewa, radio gra, w domku buzuje woda na kawę. Jest początek lata, więc borówki dojrzewają, a krzew kiwi znowu nie wydał ani jednego kwiatka. Tato siedzi na maleńkim krzesełeczku, coś struga małym scyzorykiem.Pije piwo. Albo nie, to juz czas samochodu, więc nie bierze ani łyka alkoholu, piwo stoi na działce, aż po kilku latach od jego śmierci wyrzucasz je w całości do pobliskiego śmietnika. Na kocyku leży twój mały chłopczyk, zasnął znużony świeżym powietrzem. Złościsz się, że znowu na trawie, zamiast w domku, że zmarznie. Jest 26 stopni, cień, kocyk, błogość. Mama zaprasza na kawę panią Nelę, siadamy wszyscy w altance, nad nami owocuje drzewko czereśniowe. Można wyciągnąć rękę i już sycić się słodkim sokiem owocowym. Mała dziewczynka biegnie z pobliskiej huśtawki, niesie garść zerwanych mleczy, „zrobisz mi wianek?”- prosi, sięgając po czekoladkę, którą zawsze ma dla niej babcia. Tato się śmieje, mówi, że od wianków jest w domu tylko on. Jest błogo. Jesteś szczęśliwa. Mamy prawdziwą żabę w oczku, piękne rododendrony, licznych znajomych wpadających znienacka na plotki, babciny bez, biały, czupurny, gęsty. Pod krzewem tato pochował Pysię, psa, którego przywiozłaś mu z akademika. Pod siatką ogrodzenia, w innym miejscu, zakopany jest Kot. Łapiemy chwile, które teraz wydają ci się nierzeczywiste. Czy to się tylko śniło?

 

 

Nie, nie śpisz. Idziesz prostą aleją, nie zbaczasz ani na moment, choć obok mieszka twój przyjaciel Wojtek, stawiasz mu świeczkę raz na jakiś czas, nie za często, jakbyś była zła, że umarł tak szybko, zginął tak głupio. Drogę wyznaczają marmury, sztuczne kwiaty, wypalone znicze, napisy 43, 78, 35, 65. Gdzieniegdzie  są zdjęcia wesołych twarzy, które tak bardzo nie pasują do tego wymarłego miejsca. Z oddali dzwon wybija dwunastą, słońce w zenicie, gorąco. Bratki i bobiki, tylko te kwiaty kazał ci kupić sprzedawca z Kierzkowej, inne nie maja szans utrzymać się na rabatce, którą zrobiłaś dla mamy. Duży świerk zasłania malutką kwaterę, zawsze marzysz, żeby to była nieprawda. Żeby nie było 19 i 27 maja, żeby ktoś mógł podarować ci gumkę, którą wytarłabyś z nich słowo śmierć. Twoja dziewczynka daleko stąd  maluje właśnie usta, na szyję zakłada identyfikator, kupuje kawę i wsiada do pociągu. Twój chłopczyk zasypia na nudnej lekcji, marzy o desce lub gitarze, która czeka na niego w domu. Dochodzisz do miejsca z ławeczką. Siadasz na niej, jest cicho, ptaki śpiewają w pobliskim świerku, jeszcze nikt go nie podlewa, żeby usechł. Myślisz, czy tata bał się w tym decydującym momencie? O czym myślał, gdy machałaś mu na pożegnanie dzień wcześniej? A mama? Czy naprawdę w chwili śmierci mamy zdolność bilokacji i czy naprawdę przyszła na działkę, pięć minut po odejściu? Pan Robert, do którego zadzwoniłaś, że już jej nie ma- natychmiast zapytał, o której to się stało. „Bo wie pani, powiedział cicho, siedziałem tu, w domku mamy, tuż przed ścinaniem trawy i zobaczyłem, ze otwiera się bramka i poczułem, że pani Tereska wchodzi na działkę”. Patrzysz na ciężką płytę marmuru, zamykasz oczy, żeby nie płakać z bezsilności. Stało się, innej prawdy nie będzie.

Po dwóch latach poszłaś pod numer 57. Wszystko było obce, bujne, inne, zmienione. Oparłaś się na małym płotku. W oddali rósł rododendron, fioletowy, najbardziej ulubiony. Dojrzewały borówki. Pani Nela też sprzedała działkę, ogród wyglądał już zupełnie inaczej niż wtedy. Trawa zieleniła się zapraszając na kocyk. Mała dziewczynka i chłopczyk robili babkę z piasku z ustawionej w miejscu oczka wodnego piaskownicy. Było gorąco jak wtedy. Obudziłaś się 26 maja 2018 roku. Był środek dnia – matki.