Niewysokie jest to wzgórze, ledwie kilkanaście schodów wzwyż. Mimo coraz gęstszej zabudowy domków jednorodzinnych – widok na rozlewiska Narwi i jej główny nurt jest jednak oszałamiający. Kiedy jest wczesna wiosna, rzeka wije się jakby chowała jakąś tajemnicę, nic więc dziwnego, że i wzgórze i otoczenie od początku  intrygowały archeologów, którzy dwukrotnie, w latach 80-tych ubiegłego wieku i w roku 2000-nym szukali odpowiedzi na ważne pytania. Przede wszystkim: czy stąd mógł wyruszać na wyprawę chrystianizacyjną św.Brunon?

Niewiele o nim wiadomo, i ta tajemnica jest najciekawsza. Równy świętemu Wojciechowi, tak z pochodzenia- byli benedyktynami,  jak męczeństwa, obaj ponieśli straszną śmierć z rąk pogan. A jednak! Gdzie jest jego ciało?  Komu zależało, by jego kult się nie rozwinął? Entuzjastom teorii, że święty Brunon z misją ruszał właśnie ze Wzgórza Świętego Wawrzyńca sprzyjały fakty i badania archeologów. Przede wszystkim położenie- mógł poruszać się wraz z biegiem, w górę Narwi. A potem wybrać Biebrzę, żeby łatwiej trafić na Jaćwież czy do Prus. Łomża była bezpiecznie oddalona od granicy, ale też położona na tyle blisko terenów pogańskich, że każda taka wyprawa misyjna mogła spokojnie  się odbyć.

No i fakty. Z tej całej niesłychanie tajemniczej historii wiadomo tyle, że król wykupił ciało świętego Brunona i miał pochować w jednym z grodów leżących wówczas na granicy. Trudno się zatem dziwić, że Antoni Smoliński, archeolog badający Wzgórze, wierzył w odnalezienie miejsca pochówku zapomnianego świętego. „Zrobiliśmy tam, u stóp wzgórza wykop i na głębokości 2,5 metra natrafiliśmy na obiekt wczesnośredniowieczny. Chcieliśmy odnaleźć ślady potwierdzające lub zaprzeczające teorii, że –według miejscowej legendy- stał tu wzniesiony przez świętego Brunona z Kwerfurtu pierwszy kościół na Mazowszu. Fundamenty kościoła były porośnięte krzakami, wystawały tylko nieliczne, większe głazy. Oczyściłem to wszystko- podkreśla Antoni Smoliński– i kiedy stanąłem na wzgórzu, choć fachowo jest to jęzor wysokiego tarasu Narwi, oniemiałem z zachwytu. To przepiękny widok. W kierunku wschodnim widzimy całą dolinę, Piątnicę, drogę na Drozdowo…”

Taki widok mógł mieć święty Brunon tysiąc lat temu. Zwłaszcza, że rozciąga się z miejsca, które kiedyś mogło być zakrystią, na północnej ścianie kościoła. „Kopaliśmy intensywnie, Az gdzieś na poziomie następnych osiemdziesięciu centymetrów natrafiłem na bruki kamienne. To była późna jesień, ale ta sprawa nie dawała mi spokoju-mówi Smoliński- bo bruki z kamienia równie dobrze mogły być ułożone przez naturę. Miałem co prawda inne prace wykopaliskowe, ale wróciłem jak najszybciej na wzgórze, już prywatnie.  Na góra –tydzień, żeby tylko rozwikłać zagadkę, jakiego pochodzenia są owe bruki. I utknęliśmy tu na dwa miesiące. Opinie geologów były różne. Na szczęście, za poradą jednego z geologów, wykonaliśmy też badania geologiczne zaprawy –spoiwa spajającego kamienie. Tej analizy dokonano w Instytucie Geologii na Uniwersytecie Warszawskim-okazało się, że spoiwo nie jest pochodzenia naturalnego!”

Łatwo wyobrazić sobie tę radość, zwłaszcza, że zachęceni odkryciem kopali nadal. Po pewnym czasie natrafili na dziwne nawarstwienia, układające się w dwa okręgi: jeden duży, drugi mniejszy, co przypominało kształtem ślady po dawnej rotundzie. Sensacyjna wiadomość! Przyjechała komisja składająca się z autorytetów, sami profesorowie. W noc poprzedzającą spotkanie Antoni Smoliński rozmawiał z jedną z uznanych sław w dziedzinie średniowiecznej architektury. „Z duszą na ramieniu opowiedziałem jej, co odkryliśmy. Odpowiedziała, że to fantastycznie, ale musi być cały zarys kościoła, nie tylko szczątki. Mówię; pani profesor, ale ja mam w zasadzie cały zarys, brakuje tylko murów, bo wygląda na to, że zostały rozebrane, są tylko wkopy fundamentów, zniszczone przez wkopy pochówkowe”

Nie udało się przekonać komisji. Do uznania tego rodzaju budowli potrzebne są ciosy kamienne, czyli obrobione, niemal w kostkę  kamienie. A przecież tak niewiele zachowanych jest zachowanych ciosów kamiennych. I to jedynie w budowlach romańskich dokonywano obróbki kamienia w XIII wieku. Wzgórze korci jednak archeologów, którzy wracają tu od wielu lat. Jak pisze w swojej książce  najwybitniejsza znawczyni Łomży, Donata Godlewska, po raz pierwszy badał je  Jan Jaskanis w 1955 roku. Potem kolejni odkrywają fundamenty średniowiecznego kościoła i wielowarstwowe cmentarzysko szkieletowe użytkowane przez stulecia. Na planie sytuacyjnym miasta Łomży z 1801 roku miejsce dawnego kościoła św. Wawrzyńca jest oznaczone jako pierwszy kościół chrześcijański i parafialny w Łomży. Brak jednak źródeł pisanych, aż do 1400 roku. W takiej sytuacji pozostają  domysły, badania i …dużo szczęścia, że na coś się jeszcze trafi.

Czy święty Brunon był arcybiskupem? A kościół w Starej Łomży jego siedzibą misyjną? To wszystko są hipotezy, ale prowadzą do śmiałego stwierdzenia, że na początku IX wieku był tu pierwszy kościół, potem na tym  miejscu, następny kamienny i trzeci- który w XVIII wieku został rozebrany. O ile w przypadku drugiego i trzeciego kościoła są już dane archeologiczne, to o pierwszym ciągle jeszcze nic nie wiemy. Antoni Smoliński trafił do Łomży w latach osiemdziesiątych XX wieku i po raz pierwszy zetknął się z miejscową legendą, że na Wzgórzu Świętego Wawrzyńca był Brunon, który postawił tu pierwszy kościół. Podszedł do tego z niedowierzaniem, ale sprawa bardzo go interesowała. Zwłaszcza, że podczas badań przyglądał się im starszy pan, który potwierdzał istnienie trzech kościołów. Mówił, ze wie to od swego dziadka, jego dziadek od swojego, i tak przekazywano tę wiedzę z pokolenia na pokolenie. Powiedział też, że jest tu pochowany biskup i dziesięciu zakonników. „Z taką stanowczością, że postanowiłem poszerzyć wykopy, wyjść z murów tego ostatniego kościoła w kierunku wschodnim, nad skarpę. Z tego by wynikało, że kościół wcześniejszy stał bliżej skarpy. Był przykryty dachówką. Co się okazało? Że pojawia się tu gruz wapienno-ceglany we fragmentach wschodnich tego ostatniego kościoła..To jest dowód na to, że jeśli nie było wcześniejszej świątyni, to skąd ten gruz rozbiórkowy? Przecież miejsce jest oddalone od Łomży. Znalazłem potwierdzenie słów tego pana, że były tu trzy kościoły: kryty gontem, ostatni- gotycki i mamy ten przykryty dachówką, który się zapadł. Zostaje jeszcze ten trzeci. No i znaleźliśmy ślady po rotundzie. „

Informacje o świętym Brunonie mamy z kroniki Thietmra, to jest początek XI wieku. „W dwunastym roku swego zbożnego, pustelniczego żywota podążył do Prus i Bożym nasieniem starał się użyźnić tamtejsze jałowe pola, lecz wobec wciąż wyrastających cierni nie przyszło mu łatwo uprawiać ten ugór. Kiedy 14 lutego głosił słowo Boże na granicy tego kraju i Rusi, sprzeciwili się temu tubylcy, a gdy on dalej nauczał ewangelii, schwytali go za to, że tak kochał Chrystusa, który jest głową Kościoła, odcięli głowy, zarówno jemu, jako jagnięciu łagodnemu, jak jego osiemnastym towarzyszom. Ciała tych męczenników leżały niepochowane, aż dopiero Bolesław, dowiedziawszy się o tym, wykupił je i w ten sposób przysporzył  swemu domowi błogosławieństwo na przyszłość”

Pytanie więc najważniejsze: gdzie pochowany jest Brunon? W roku 2000 odkryto jeden sensacyjny pochówek, z resztkami szaty, jedwabnej, przetykanej złotą nicią. W pierwszej chwili wszyscy pomyśleli, że to on. Ale, niestety, chronologia tego nie potwierdza- badania wykonane specjalną metodą nie pozwalają odnieść tych fragmentów do świętego. Te szaty były XV i XVI wieku, a ślady genetyczne prowadzą w rejon Szwajcarii. Kto to był? I dlaczego pochowano go na Wzgórzu- tego nie wiadomo.

Pytań o Brunona jest znacznie więcej. Po pierwsze gdzie zginął dokładnie? Ponieważ nie ma informacji w literaturze, pozostają domysły. Wiele miejsc przypisuje sobie własność do tego zapomnianego świętego. To Giżycko, Przemyśl, Ełk, ale też mówi się o Braniewie, albo w nieodległym od Łomży Bronowie. Pierwotnie wieś nazywała się Brunowo.

Zdumiewa też, że ówczesny świat nie pogrążył się w żałobie, jak to było w przypadku śmierci świętego Wojciecha. Bożena Diemjaniuk w książce „Terra Benedicta. O misji świętego Brunona z Kwerfurtu” zadała więcej pytań:” Dlaczego o męczeńskiej śmierci Brunona mamy tylko krótką wzmiankę w „Roczniku kapitulnym krakowskim” („Bruno episcopus martirisatus est”), a milczą o nim pierwsi polscy kronikarze? Czy Gall Anonim pisząc o Bolesławie Chrobrym w swej kronice: „za jego czasów Polska miała [aż] dwóch metropolitów wraz z podległymi im sufraganami”, za drugiego metropolitę uznaje właśnie Brunona? Dlaczego nie powstał żaden odrębny „Żywot świętego Brunona z Kwerfurtu”, a jedynie w „Żywocie świętego Romualda” Piotra Damianiego niewielki fragment dotyczy historii Brunona? Czy kult świętego Brunona rzeczywiście nie rozwinął się z powodu braku relikwii? Dlaczego nie pojawiły się jakieś „fałszywki”? I wreszcie- komu zależało na tym, by Brunona nie czczono jako świętego?

„Dlatego właśnie go szukam-podkreśla Antoni Smoliński. Poniósł ogromne zasługi dla Polski. Święty Wojciech został uhonorowany za samą męczeńską śmierć, bo tak naprawdę jego misja poniosła fiasko. A misja Brunona była udana, gdzie się nie ruszył, tam zostawił ślad. Chociażby to, że przeprowadził akcję chrystianizacyjną, wysłano misje z terenów Polski, niewykluczone, że z Łomży, do Szwecji. Przecież dwór szwedzki został ochrzczony, a istniejące tam plemiona nawrócone na wiarę chrześcijańską. Jego działalność była owocna”

Czy odkrycie murowanego kościoła na Wzgórzu Świętego Wawrzyńca wywróciłoby historię Polski? Gdyby uznać, że pierwszy kościół, czyli rotunda  istniał tam już w 1048 roku (potem zniszczony podczas rebelii Masłowa)- czy można byłoby mówić o dwóch metropoliach w Polsce? Tej znanej do dziś w Gnieźnie, pierwszej metropolii kościelnej i mieście świętego Wojciecha i drugiej, tu w zakolu Narwi, obok niewielkiej Łomży. To śmiała teza, ale poparta nie tylko hipotezami, ale też wiarą wielu lokalnych historyków.

Wypis z tablicy erekcyjnej kościoła parafialnego brzmi: „Kościół łomżyński ufundowany w Starej Łomży około roku 1000 przy wzroście wiary na Mazowszu, później przeniesiony do kościoła Panny Maryi, gdzie obecnie klasztor kapucynów się znajduje”.

Więc jednak. To wzgórze tajemnic, nie tylko wspaniałego, zapierającego dech w piersiach widoku. Ciekawe, czy jeśli położyć się w trawie, można poczuć puls historii i usłyszeć szept słów świętego Brunona…