Pamiętam swoje najstraszniejsze spotkanie autorskie. To było z Januszem Leonem Wiśniewskim, kilka lat temu, w Zmianie Klimatu. Fabryka Bestsellerów, jak co roku zaprosiła mnie do poprowadzenia wieczoru z tym słynnym, uwielbianym przez czytelniczki autorem. Było mi bardzo miło, przygotowałam sobie konspekt pytań, w myśl zasady: skoro tak dużo pisze, pewnie i czyta niemało. Były pytania podpierające się cytatami, o to jakim jest czytelnikiem, jak czyta, gdzie i co. Naprawdę mocno się przygotowałam, a pytania wydawały mi się błyskotliwe. Przejrzałam rekomendację na okładce ostatniej z wydanych przez niego książek i, pocieszona, utwierdzona i w pełni spokojna (posłużył się cytatem z czytanej lektury) przybyłam na spotkanie. Przywitaliśmy się miło, rozluźniona serwuję pierwsze z pytań- a mój rozmówca na to, że on teraz nic nie czyta.
Myślałam, że spadnę z krzesła. Ludzi na spotkaniu było grubo ponad setka, każdy z oczekiwaniem, a ja -z pustką w głowie. Wybrnęłam, jak często w radiu poleciałam z głowy, czyli z niczego, ale spotkanie zapamiętałam na zawsze. Dlatego teraz już tak uważnie i z tezą nie przygotowuję się do spotkań literackich, czytam dużo wcześniej, a potem uważnie słucham.
Ostatni tydzień upłynął na literackich spotkaniach. Przyjechało sporo ważnych postaci, a ja miałam przyjemność rozmawiać z dwoma niezwykłymi panami, którzy mordować lubią. Jeden robi to ze śmiechem, a drugi z klasą retro.
Marek Krajewski ujął mnie tym, że chętnie i z emocjami po raz milion osiemset tysięczny opowiada o tym, dlaczego Mock (Eberhard) się zakochał. Jest cały dla czytelników, ale wymaga kilku rzeczy-punktualności, spokoju i uwagi. Dzień wcześniej, kiedy wiozłam go do radia, przejechaliśmy się przez Białystok. Dziwił się, że jest zielony, czysty i ładny! Ale kryminału napisać by o mieście nad Białą nie chciał 🙂 Nie omieszkałam zrobić sobie z nim kilku fotek, może kiedyś będą cenne. Mam też książkę z autografem, jak zawsze, gdy prowadzę spotkanie. W mojej bibliotece jest już cała długa półka takich książek.
Inne ze spotkań odbyło się w nieco dusznym klimacie jednej z księgarń w centrum miasta. Przyjechał Alek Rogoziński, cudownie opowiadający dziennikarz, który pisze kryminały w stylu Joanny Chmielewskiej. Świetne recenzje zbierają wszystkie jego książki, w tym także ostatnia, „Lustereczko, powiedz przecie”. Ale pamiętam i takie spotkania, na których w dawnej Księgarni Rolniczej stawiało się tylko dwóch czytelników i trzeba było poprowadzić klasyczną, choć kameralną rozmowę. Więc- nieco z lękiem szłam na Liniarskiego, a tu okazało się, że miejsc brakuje, fanki są z pisarzem na ty, a ktoś przyniósł tort czekoladowy i pierwszy raz na spotkaniu musiałam robić za pannę młodą i kroić go razem z autorem. Było wspaniale, spotkanie trwało bite dwie godziny i jeszcze im było mało. Zasługa to niesamowita Alka Rogozińskiego, który zaprzyjaźnia się z fankami i ma, co chce.
W sprawie spotkań to jeszcze nie jest ostatnie słowo. Zamierzam spotykać się dalej. Jesień jest pełna wspaniałych książek!