Zimowe popołudnie. Czas pędzi, śnieg tańczy na wietrze, drogę odmierzają światła samochodów i smugi zachodzącego słońca
Jadę do domu i słucham wierszy Andrzeja Strumiłły- z płyty- dodatku do tomiku poezji „Ja”, wydanego przez łomżyńską Oficynę Wydawniczą Stopka.
Swoje wiersze profesor czyta głosem człowieka, który wie, jak pachnie każdy dzień długiego życia. Jak smakuje podróż i jak wraca się do domu z wyprawy do Bombaju, Pekinu, Damaszku, Wilna czy Niedźwiedziego Rogu.
Jak tęskni się za zatrzymaniem chwili takiej jak ta, gdy słońce tańczy we wstecznym lusterku mego samochodu.
Jadę i wsłuchuję się w intonacje, pauzy i melodyjność. W zmęczenie, lekki smutek, dojrzałość. W tembr silnego i mocnego głosu człowieka, który wiele widział, przeżył, doświadczył i miał siłę i pragnienie zatrzymania spraw najważniejszych także dla innych, a wszystko w poetyckim słowie, fotografii, w zapiskach codziennego notatnika, na sztalugach, w wyobraźni.
Rozproszony ślad artystycznej, trwającej ponad sześćdziesiąt lat pracy profesora Andrzeja Strumiłły znaleźć można w malarstwie, rysunku, grafikach, książkach, scenografii i rzeźbie, w pamięci przyjaciół i studentów, których spotykał przez całe życie.
Ale w wierszach, które sam czyta. Można także znaleźć to, co najprawdziwsze w człowieku: emocje, czułość lub zadumę. Ostatecznie autor wraca do swoich wierszy po trzydziestu latach, bo tomik poetycki jest wyborem utworów powstających od 1956 roku.

Kiedy jadę przez zablokowane samochodami ze wszystkich stron ulice –wsłuchuję się w brzmienie poezji i notuję w myślach, co zaakcentuje profesor, kiedy się uśmiechnie , zamyśli, rozmarzy czy zasmuci. Myślę wtedy: czy świat końca i początku wieku, rozdarty nowym milenium zmienił się tak bardzo, że te wiersze zostaną tylko „zapisem na martwych, minionych płytach dni”?

Nic z tego.

Łączy nas droga: słucham lirycznego pamiętnika zapisywanego w formie wierszy, zapisywanego najczęściej podczas jazdy pociągiem. Autor drobiazgowo notuje nazwy miast i hoteli, zatrzymuje daty i emocje widziane tu i teraz, rejestruje je -a potem, już z perspektywy czasu czyta nam głośno, tak jak w „Podróży z nieznajomym”

‘Każdy z nas ma swoje oceany
/…/
Jeżeli zacząć od takiego zdania
Wolno nam patrzeć i nie mówić wcale”

Nocą, w drodze do Indii,22.II.70

Wiersze płyną lekko, niewymuszenie, brzmią nowocześnie i prosto. Dyskretna jest tu sztuka metafory, piękna umiejętność umieszczania przeżyć w świecie mitologii i historii sztuki.
I to brzmienie: głos zatrzymywany na chwilę tykaniem zegara albo szumem pędzącego pociągu. To przerywniki wierszy. Hamulec wciskany co chwila w moim samochodzie.

A przecież słowa to tylko dodatek, Andrzej Strumiłło to rzeźbiarz, esteta malarstwa i grafiki, który podróżował po świecie nie tylko dla własnych doznań, ale też dla kolekcji, które gromadził w Muzeum Etnograficznym w Krakowie oraz Muzeum Azji i Pacyfiku w Warszawie. Był na Dalekim Wschodzie, w Nowym Jorku opracowywał zamówienia plastyczne dla najważniejszych organizacji kulturalnych i społecznych świata.
Tym silniej brzmią słowa „I milczę. Ksiąg tysiące przeczytałem, w świątyniach stu klęczałem, szukając wiecznych prawd. I milczę …”
Te wiersze są czasem jak haiku, króciutkie jak błysk zmieniających się przede mną świateł na skrzyżowaniu, inne jak „małe piramidy słów”, gdy profesor notuje emocje przywołane widokiem z okna hotelu w New Delhi.
A wszystkie przetkane szacunkiem dla słowa, które łączy prozę życia z poezją doznania, istnienie na papierze z zapadaniem w niepamięć, biel kartki z czernią tuszu

Łączy nas i -paradoksalnie-niesie to słowo. Mnie zamkniętą w szczelinie zatkanej ulicy. Jego- w studiu, czytającego wiersze.

Jadę i słucham dedykacji jednego z utworów. „Towarzyszom bezpiecznej podróży”, czyli takim, jak on- zanurzonym w czasie, zastygłym w oknie hoteli na całym świecie, mknącym pociągami na krańce świata. Epikurejczykom, wiedzącym, że nic dwa razy się nie zdarzy.
Ale także takim jak ja. Uwięzionym w czasie i przestrzeni, tęskniącym za otwartym światem, który nęci i kusi, i za słowem, które opisuje świat doznań.

Jadę. Chcę odnaleźć w tej krótkiej podróży do mojego domu sens podróży, jaką jest życie.
Nie pytać o zbyt wiele, szukać radości w krótkich przeżyciach i długim milczeniu. Doceniać minimalizm. Zauważać malarskie obrazy z okien mego samochodu. Czerpać siłę z mądrego głosu Poety. Żyć, by tak jak on, ze spokojem w głosie przeczytać kiedyś zapisane słowa

Z Conrada

Dawniej to było proste
Dotrzeć do dna
I wrócić
Z garścią wodorostów
Ociekających wodą

Jeszcze wczoraj chciałem
Dotrzeć do dna rzeczy
/…/
I wyruszyć
Pod pełnymi żaglami

Dziś gdy „czas upłynął”
/…/
Wiem
Że dotarłszy do dna rzeczy
/…/
Zastanę tam lustro czyste
Z dobrego kryształu
Ze starej Holandii
I wrócę odbitym doskonale

Moskwa, 5.X.68

Jadę i słucham wierszy Andrzeja Strumiłły.