„Życie to jednak strata jest” Andrzej Stasiuk.
Podobno to miał być niezbyt nośny tytuł. Demiurdzy od sprzedaży książek narzekali, że czytelnik dostatecznie się nie skusi. Tymczasem niespodzianka! Wybrałam się na spotkanie w bardzo wyjątkowym gronie Doroty Wodeckiej i Andrzeja Stasiuka i znalazłam w tej stracie sporo o sobie i dla siebie.
Skuszona-napisałam Wam całkiem długą recenzję o czym jest ta ksiązka i dlaczego jest ważna, ale skomplikowany sposób zamieszczenia jej w internecie się nie udał.
I oto recka unosi się w przestrzeni pomiędzy.
Więc króciutko.
1. To jest rozmowa o miłości mądrego, oddanego, dojrzałego faceta do swojej jednej, wybranej i niekwestionowanej w wyborze kobiety. Oraz o tym, że współczesnie mieć jaja-to wziąć odpowiedzialność za to, co się oswoiło.
2. Ta rozmowa jest też o tym, że grób jest potrzebny. Melodramatyczne, buddyjskie rozsypywanie prochów skazuje nas na niekończące się cierpienie niemożności zadania pytań „skąd idziemy?”
3. O Bogu. I próbach rozmowy z Nim bez pośrednictwa instytucji, tylko poprzez czystą intensywność życia.
4. Opuszczeniu. Kto kogo bardziej- matka nas, gdy umiera? czy my ją, gdy wybieramy swoją drogę?
5. Walce o siebie. Życie w wolności, nawet takiej, która nie mieści się w granicach wytyczonych przez blichtr świata tego. Kozy i barany, które najpierw zjadają trawę(strzygąc ją), a potem same są zjadane- jest najprawdziwszym ze światów, jaki znam.
6. O Rosji, więzieniu, wcześniejszych książkach- ale to wiemy.
7. O melancholii, ze skłonnością do żartów.
A także o tym, co sami dodajemy do tej niedługiej, czystej, pełnej światła rozmowy zapisanej dosyć dużą czcionką(książka staje się wtedy grubsza).
Dla mnie dodatkowo to oswajanie pojedyńczości. Jesteśmy pojedyńczy w tym, co robimy, czasem samotni, a czasem wyjątkowi. Grunt- to pocieszyć się tym, że życie to jednak strata jest. Na szczęście.
Zatem- wspaniały tytuł, panie Stasiuk.
A pana książka – to pierwsza od lat pozakreślana lektura.
Ot, co.