Ten wywiad przeprowadziła ze mną studentka białostockiej polonistyki. Trzymam kciuki za pozytywne zaliczenie. Rozmawiałyśmy w najbardziej zajętym czasie, czyli pomiędzy spotkaniami na białostockich Targach Książki 22 kwietnia. Tuż przed świętem Wydziału Humanistycznego-wywiad jest jak znalazł. 

Oto- co nam wyszło 🙂

 

Dorota Sokołowska jest postacią ciepłą, sympatyczną, kochającą radio i literaturę. Cieszy się życiem, a oglądanie i podziwianie świata wokół uważa za swoje najważniejsze hobby.

Natalia Krasowska: Studiowała Pani filologię polską na białostockiej uczelni. Jak wspomina Pani ten czas?

Dorota Sokołowska: Dla mnie to był wyjątkowy czas, miałam możliwość szerokiego spojrzenia na literaturę, przedstawianą przez mistrzów bo wtedy to była jeszcze filia Uniwersytetu Warszawskiego. Przyjeżdżali do nas ludzie, których znałam z wydawanych książek. To było wspaniałe, że mieli u nas spotkania, wykłady, seminaria i że mogłam korzystać z ich wiedzy w bezpośrednim kontakcie. Od początku polonistyka wydawała mi się prestiżowym kierunkiem, a potem- przez wiele lat podczas studiów, po studiach i teraz czuła, że to wspaniałe zaplecze również do mojej teraźniejszej pracy, czyli dziennikarstwa. Wielokrotnie korzystałam ze swojej wiedzy, którą zdobyłam na uniwersytecie: z umiejętności korzystania z bibliografii, rozmawiania z ludźmi, szukania tematów.  Są to doświadczenia, które nabywa się na studiach, nie zadając sobie pytań po co nam to, a później w życiu okazują się bardzo istotne.

Jakie umiejętności wyniosła Pani ze studiów?

Zacznę od tego, jakich umiejętności nie wyniosłam ze studiów. Nie nauczyłam się pewności siebie. Mimo prestiżu kierunku czułam, że człowiek po polonistyce znajduje się w jakiejś niszy wobec tętniącego komputeryzacją świata. Być humanistą -znaczyło jakoś bezbronność wobec rzeczywistości, tworzonej przez światłe głowy cybertechników. Tymczasem po latach okazuje się, iż wszyscy ludzie, którzy są twórcami takich wielkich idei o podłożu informatycznym są również humanistami. Tej pewności nabrałam dopiero później. Natomiast ze studiów wyniosłam zdolności przede wszystkim szukania ciekawego tematu, uważnego słuchania rozmówcy oraz bycia ciekawym świata. Pełnego i różnorodnego oglądu świata, które  spotkałam w literaturze.

Jaki był Pani ulubiony przedmiot? Który zaś sprawiał Pani najwięcej trudności?

Ulubionym przedmiotem była literatura współczesna, bardzo lubiłam ją czytać, tak polską, jak i zagraniczną. Wtedy była moda na literaturę iberoamerykańską, więc czytanie książek tych autorów, Márqueza między innymi, to był po prostu obowiązek. Nie można było tego nie znać. Czytanie było prestiżowe, rozmawiało się o tej literaturze, dyskutowało. Człowiek wypadał z obiegu kulturalnego świata, kiedy nie był na bieżąco w modach literackich. Jednak pracę dyplomową pisałam o świecie fantazmatycznym w twórczości Mirona Białoszewskiego. Czyli wróciłam do poezji współczesnej. Byłam recytatorką, znałam poezję, lubiłam ją czytać i deklamować. Kochałam słowa poezji i do tej pory została mi  skłonność do mówienia językiem Cummingsa, czyli lingwisty amerykańskiego. “Kochasiu, otwórz okno, dobrze /…/co się będziemy przejmować deszczem (śmiech)

Czego nie lubiłam na studiach? Bałam się romantyzmu, bo wykłady i egzamin miała wielka postać, Pani Prof. Halina Krukowska. Była wymagająca i …surowa. Notabene, przy okazji wręczenia tytułu honoris causa,  niedawno możliwość spotkania się z Panią Prof. i porozmawiania. Co za ciepła, piękna i mądra osoba! Z jakim smakiem życia w sobie. Na marginesie- w takich sytuacjach towarzyszy mi poczucie wspaniałego życia, które przeżywam dzięki skończeniu polonistyki. To dzięki niej znalazłam się w radiu i spotykam moich mistrzów, mogę zostawić ich  ślad w rzeczywistości wirtualnej. Reportaż z panią profesor jest na naszej radiowej stronie -www.radio.bialystok.pl/twarzeromantyzmu

Czy studia kojarzą się Pani tylko z nauką czy z czymś więcej?

Studia kojarzą się przede z byciem młodym, atrakcyjnym, wspaniałym człowiekiem. Widzę to po latach, jak były wspaniałe. I z wielką wolnością, ponieważ nie mieliśmy żadnych obowiązków poza nauką. Kojarzą mi się też z wieloma przyjaźniami, z poczuciem nieograniczonej intelektualnej swobody, kiedy mogliśmy całymi dniami i nocami dyskutować, śmiać się, bawić, pić wino, po prostu cieszyć się swoją młodością.

Czy Białystok to miasto pełne perspektyw dla świeżo upieczonych filologów? Gdzie absolwenci polonistyki mogą znaleźć zatrudnienie?

Zawsze mówię studentom, z którymi się spotykam, że filologia polska czy studia humanistyczne to absolutna podbudowa, gdy chcemy iść dalej. Jeżeli pragniemy kształcić się np. w dziedzinie prawa, to ogląd świata mamy już dzięki humanistyce. Podobnie z psychologią, socjologią… przedstawiciele tych kierunków są moimi kolegami dziennikarzami. A dziennikarstwo jak w soczewce skupia w sobie humanistyczne problemy świata. Cały czas korzystam z wiedzy, którą wyniosłam z polonistyki. Tak w pracy dziennikarskiej, jak w literackiej- prowadzę bloga tudorotasokolowska.pl

Skończyłam jeszcze wiedzę o teatrze w warszawskiej PWST. Zrobiłam studia podyplomowe z zarządzania kulturą w strukturach Unii Europejskiej. Namawiam studentów-humanistów, żeby chcieli być dziennikarzami, to znaczy obserwatorami świata, ponieważ polonistyka wyposaża ich w niezbędne umiejętności i później pozwala łagodniej wchodzić w ten trudny świat dziennikarstwa.

Co powinien zrobić absolwent polonistyki, aby dostać pracę w radiu?

Absolwent polonistyki powinien bardzo chcieć pracować w radiu i to jest pierwsza, najważniejsza rzecz. Niektórzy mówią, że trzeba mieć nienaganną dykcję, duży zapas wiedzy społecznej. Ale wydaje mi się, że najważniejsze to: ogromne chęci i ciekawość świata. Poza tym trzeba być odważnym, operatywnym, nie poddawać się- wyrzucają cię drzwiami, wejdź oknem. Szefowie to lubią! (śmiech) W ich oczach to buduje obraz człowieka, który jest ciekawy i nie poprzestaje na małych porażkach.

Kto jest dla Pani mistrzem, życiową inspiracją?

Mam mistrzów, którzy przeprowadzali mnie przez świat książek. Na początek pani profesor Danuta Zawadzka. W moim łomżyńskim liceum ta niezwykła osoba miała dar zarażania ludzi pasją czytania. Moi mistrzowie to moi rodzice-Terenia i Ludwik, nie ma już ich ze mną, i dopiero teraz po stracie mogę docenić, jak wielką miałam frajdę będąc ich dzieckiem. Mój dom był pełen książek, tata kompletował moją bibliotekę. Mama nigdy nie negowała moich wyborów, cieszyła się z każdego mojego sukcesu i kibicowała pracy literackiej. Ostatnia z moich książek “Sekrety ŁOmży i Ostrołęki” mają rozdział poświęcony moim rodzicom, ich nadzwyczajnej miłości, połączonej krzyżem harcerskim. Moi mistrzowie radiowi to Teresa Kudelska, wspaniała, kontrowersyjna postać, bardzo wymagająca dziennikarka. Nauczyła mnie wszystkich form radiowych, od najprostszej sondy przez rozmowę, pisanie scenariuszy, reportaż, szukanie tematów do dokumentacji dużego wydarzenia. Jestem wierzącą osobą, moim mistrzem i przyjacielem  jest Bóg, który obdarzył mnie talentami i jestem za nie bardzo wdzięczna. Fakt, że Bóg jest zawsze obok, kiedy Go potrzebuję, ma dla mnie wielką wartość.

Na czym polega praca w radiu? Czy jest to trudny zawód?

To trudny, wymagający, a nawet okrutny zawód, ponieważ praca w radiu trwa całą dobę, całe życie.  Jak w haśle- cała prawda całą dobę. Trawestując twoje życie ciągle w radiu (śmiech) Nie pracujemy w systemie od 8.00 do 15.00, pracujemy w niedziele i soboty, wstajemy czasem o 4.00 a idziemy spać po 23.00. Ciągle jesteśmy w pracy. To trudne i wyczerpujące. Oglądając świat, zawsze patrzę pod kątem radiowym. Gdy coś się zdarza, dzwonię natychmiast do radia, aby o tym poinformować. Zapominam, że jestem wtedy na wolnym. Robię to, aby służyć ludziom. Chcę być przydatna innym ludziom. Misja pełnienia służby wobec innego człowieka jest bardzo piękną misją dziennikarską. I moją też.

Jest Pani autorką licznych reportaży. Na jakie tematy lubi Pani pisać najbardziej?

Lubię pisać o sprawach, które szybko znikają z naszej pamięci. Świat się błyskawicznie zmienia, ludzie odchodzą, idee upadają martwe. Jesteśmy po to, aby łapać najważniejsze rzeczy, te niezmienne: miłość, pasje, twórczość, wiarę…  Lubię pisać o człowieku, który jest na uboczu, o człowieku zapomnianym. Mam wrażenie, że jestem z nim złączona, kiedy o nim piszę. Że przywracam go do świata na chwilę, i czuję jak bardzo mi pomaga. Czasem zupelnie nieoczekiwanie trafiam na ślad czegoś zapomnianego, co kieruje moje pisanie na inne tory. Kiedyś napisałam tekst o Bukowskich, którzy tak wiele zrobili dla Białegostoku. Teraz nikt o nich nie pamięta. A przecież Placyda – wspaniała osoba, malująca egzotyczne kwiaty- była żoną słynnego architekta, Stanisława. To dzięki niemu mamy tak piękne centrum, budynki Ratusza, Pałacu Branickich, Cristalu, Domu Partii wyszły z jego pracowni architektonicznej tuż po wojnie. . Lubię tworzyć na takie tematy, mam wtedy wrażenie, że niosę świat dalej, nie chowam tych informacji, które zdobyłam, ale podaję je dalej z nadzieją, iż  nie zaginą

Co Pani uważa za swoje największe osiągnięcie życiowe?

To, że moje dzieci, Natalia i Mateusz są wspaniałymi ludźmi, jestem z nich bardzo dumna, wzruszają mnie za każdym razem. Przez całe życie patrzyłam, jak dorastają, zmieniają się, potem wyfruwają z domu. Ale ta obserwacja to także duma w konstatacji, że bardzo są ze mnie, posiadają moją wrażliwość, kochają książki, uważnie patrzą na świat.  To jest mój wielki sukces. Oczywiście za dokonanie mogę uznać to, że obok pracy radiowej wydałam cztery książki, jestem w pamięci licznych słuchaczy, którzy mnie lubią i szanują. To dla mnie wielki splendor, że ludzie kojarzą mnie przez moją pracę. Zdaję sobie jednak sprawę z okrutności przemijania czasu. Tworzymy świat, dopóki jesteśmy, a potem znikamy i miejsce, będące dziurą po nas, szybko zajmują następne osoby, taka kolej rzeczy.

 

Lubi Pani podróże. Jaką podróż wspomina Pani najlepiej?

Chyba tę podróż, której jeszcze nie odbyłam (śmiech) Podróże mają w sobie coś wyjątkowego. Lubię czytać o tym, gdzie jadę, biorę ze sobą przewodniki, jeżdżę w nieoczywiste miejsca. Nawet jeśli wybieram tętniącą turystami stolicę, nie zatrzymuję się w hotelu, wybieram wąskie uliczki na uboczu, albo wynajmuję mieszkanie u gospodarzy. Poznaję ich kulturę, obyczajowość, zachowanie. Ważne jest także to, że jadę z osobą, z którą mogę dzielić świat. To moi przyjaciele, moje dzieci, bliscy mi ludzie, z którymi mogę rozmawiać o towarzyszących wrażeniach Ostatnie moje podróże związane są zawsze z mamą, nie ma jej od dwóch lat przy mnie. To bolesny moment, gdy myślę o stracie, ale za każdym razem, kiedy jadę, mam świadomość, że mama nigdy mnie nie opuściła, zawsze jest.  Gdy byłam w Chorwacji, leżałam pod drzewem laurowym i czułam zapach zupy, którą gotowała moja mama. To było coś tak niesamowitego, realna obecność nieistniejącej osoby, jej świata.

Co lubi Pani robić w wolnym czasie?

Lubię książki, to powinnam powiedzieć pewnie na początku, ale w tej chwili rozpanoszyła się wiosna, więc pierwszy przychodzi mi na myśl rower. Gdy nim jadę- wącham, oglądam świat, chłonę śpiew ptaków, patrzę na kwitnące drzewa i kwiaty, cieszę się życiem. Nasycona tymi wszystkimi naturalnymi wspaniałościami wracam do domu, gdzie czytam książki.

Kto jest Pani ulubionym pisarzem, poetą?

Nie mam ulubionego pisarza, poety, ale zachwycam się literaturą, która za każdym razem mnie porusza. Michał Książek ze swoim obrazowaniem, a z lokalnych postaci – Leonarda Szubzda, uwielbiam sposób jej kobiecego patrzenia na świat. Lubię zamyślenie i łączność obu światów-ziemskiego i niebiańskiego- Jana Leończuka. Chętnie wracam do poezji, którą pamiętam, czyli do Mirona Białoszewskiego, podpieram się słowami Wisławy Szymborskiej. Jak wymieniam, co lubię, to bardziej na korzyść poezji, dla której brakuje miejsca w moim bardzo prozatorskim życiu, wypełnionym obowiązkami. Ale oczywiście jestem na bieżąco z książkami, bo czytam ich bardzo dużo i o każdej opowiadam codziennie w radiu.

Czy warto studiować filologię polską w Białymstoku?

Warto, z uwagi na to, że jest to doskonałe miejsce w centrum miasta. Popatrzmy, jak wygląda świat widziany z balkonu uniwersyteckiego, jest rzut na długą ulicę, która prowadzi do parku. Filologia polska to też wspaniali nauczyciele akademiccy, wielu z nich jest moimi kolegami, ponieważ razem kończyliśmy studia: profesor Elżbieta Awramiuk, Jarosław Ławski, Marek Kochanowski, będący wielkim fanem tego wszystkiego, co literackie, wreszcie mój przyjaciel Krzysztof Korotkich, ze wspaniałym radiowym głosem i radiowym nerwem, organizujący niezwykłe rzeczy, bo on też czuje presję świata, który odchodzi.

Przeczytałam Pani książkę Dźwiękoczułość. Utwór ten napisany jest lekkim, barwnym językiem, obfitym w metafory. Czy mogłaby Pani zdradzić, co trzeba zrobić, aby móc pisać tak pięknym językiem?

Trzeba po prostu zobaczyć ten świat, potem wpuścić do niego zapamiętaną z polonistyki sztukę obrazowania metaforycznego i …jest! (śmiech) Mam trochę łatwiej, bo w radiu jestem tylko ja i mikrofon. Ludzie wyobrażają sobie rzeczywistość ze słów, które mówię, więc jestem wyczulona na to, żeby malować słowami i może dlatego łatwiej mi się pisze. Po prostu myślę obrazami, czyli zanim cokolwiek napiszę, muszę na to spojrzeć z góry.  Kiedy widzę, łatwiej się o tym pisze, przenoszę ten widziany świat, maluję go na kartce papieru.

Co zainspirowało Panią do napisania Dźwiękoczułości?

Historia spotkanych, bohaterów audycji. Pomyślałam sobie “radio jest eteryczne, a audycja istnieje tu i teraz i za chwilę zniknie”, a książka jest czymś, co szybko nie zginie.  To była dla mnie przygoda, bo musiałam opowiedzieć o kimś w zupełnie innej formie niż radiowa. Wspaniałe doświadczenie!  Zawsze pisałam i mam nadzieję, że tak będzie zawsze.

Mi najbardziej spodobały się historie o Danucie Kierklo i Wiesławie Szymańskim. Która historia jest najbliższa Pani sercu?

Bliska jest mi historia o Wiesławie Szymańskim, ponieważ odchodził na moich oczach i był, a nawet nadal jest moim przyjacielem. To, co się z nim działo przez 3 miesiące, kiedy nagle zapadł w śpiączkę i zniknął, ale śnił się nam wszystkim. Coś tak nieoczywistego zdarzyło mi się pierwszy raz, wytrąciło z rytmu. Pomyślałam po raz pierwszy, iż  dwa światy, widzialny i niewidzialny są oddzielone od siebie czymś bardzo delikatnym, ale istniejącym. Jeśli wyczulimy wzrok, słuch, umysł, to jesteśmy w stanie poznać wszystko. Myślę, że Wiesiek nam trochę pomagał zrozumieć ten drugi świat, wskakując w nasze sny. Jest to najbliższa mi historia jeszcze z innego powodu. Nigdy nie opłakałam starty Wiesława, nie pozwoliłam sobie na przejście tej żałoby. Nie ma we mnie żalu, że odszedł, choć bardzo mi go brakuje, ponieważ mam poczucie, że mam z nim styczność. Ale pustka bardzo boli.

Dlaczego tytuł Dźwiękoczułość? Co on oznacza?

To symboliczny tytuł, jestem czuła wobec taśmy, ponieważ ja, tak jak Pani, nagrywałam swoje rozmowy na taśmie. Tutaj mamy zapis naszych słów, zapis naszego myślenia  na taśmie czułej wobec słowa. Jestem czuła wobec dźwięku, ponieważ operuję nim, montuję, wycinam ludzkie słowa, składam je, zestawiam, tworzę audycje. Właściwie taśma jest czuła wobec słowa, a ja jestem czuła wobec taśmy, która jest moim tworzywem.  Wydaje mi się, że ten tytuł oddaje to, o czym jest  książka. Mówi o mojej czułości wobec świata.

Dziękuję za rozmowę.