Zawisł dokładnie na wprost mnie.
Łypie jednym okiem, drugie przysłania malutka chmurka.
Księżyc w pełni. Pełnia w księżycu, perfekcyjna figura geometryczna -bez początku i końca, zanurzona w jasnej, odbitej przez słońce przestrzeni.
Przedziwny symbol doskonałości, pewnie nie od rzeczy życzymy sobie „pełni szczęścia” 🙂
Księżyc sobie, ba – nawet zaryzykuję odważnie- jeździ po niebie, a ja marzę.
W tych marzeniach odbijają się przeczytane lektury i wymyślone sny.
Cudowne opowiadania Alice Munro „Taniec szczęśliwych cieni”, wyczarowane historie, które unoszą i fundują wzruszenia.
Bardzo zabawna niepowieść „Projekt matka” Małgorzaty Łukowiak o (idźmy dalej tym nowo-słowiem) wielomatce i skomplikowanej codzienności każdej z nas.
Prawdziwa „Modliszka” Ireny Matuszkiewicz o tym, co ma zrobić kobieta, gdy już zostanie sama.
Bardzo smutna i gorzka „Gorzka” Ewy Urbali o stracie dziecka i depresji.
W przerwach czytam też doskonałe reportaże i obmyślam kolejne swoje. Kształt książki – już jest.
Czas przestać czytać. Czas zacząć pisać:)
Pozdrawiam Was…księżycowo:)