Świat powoli wypuszcza powietrze. Jest początek jesieni, żółkniejące ulice kołyszą liśćmi nad głowami. Jadę rowerem, na wprost mnie, na końcu Zwierzynieckiej kładzie się słońce. Oddycham, wdech, wydech, wdech -wydech, wtóruje mi mijany pan z dużą torbą, przebiegający przez jezdnię student. Ziemia pulsuje od najprostszej czynności każdego z nas.

Za chwilę wrócę do domu i otworzę wyniki, a jednocześnie przeszłość. Z białej kartki na monitorze komputera sfrunie oddech mojej mamy, rytmicznie zatrzymujący się w nocy na dziesięć, dwadzieścia i więcej sekund. Usłyszę jak długo dusi się, potem rozpaczliwie łapie powietrze, siada, budzi na chwilę i znowu zasypia.

Wdech- wydech. Pedałuję szybciej, żeby wiatr roztrzaskujący się na mojej twarzy zaduszał i mnie. Ale on smaga mnie tylko, bawi się moimi włosami, unosi jeszcze letnią sukienkę, plącze kabel słuchawek, „mam cię”-krzyczy do ucha, jak niesforne dziecko odwraca sens zabawy, która ma być dla mnie karą, ze nie zdążyłam jej uratować.

A przecież to ja jestem dzieckiem. Wiedzę jak mama zasypia w pokoju obok, cieszy mnie jej początkowy równy wdech. Może dziś będzie lepiej? -myśli we mnie mała przestraszona dziewczynka, którą jestem każdej nocy. Może dziś nie będzie się już dusić? Może przestanę się bać jej prawie martwego ciała, które nie porusza powietrze nabierane i rytmicznie wypuszczane z płuc?

Nie mogę zamknąć oczu, bo niesie mnie ścieżka, pełna jesiennych rowerzystów, z wydłużonymi cieniami z tyłu. I rwany oddech, choć tak bardzo marzę o spokojnym śnie mojej mamy. Wdech. Cisza. Cisza. Cisza. Słyszę jak umiera na krótkie sekundy, podbiegam i szarpię ja za rękę. Mamo! Wyrywa się z nie tak głębokiego snu, siada na łózku, jest zła, że znowu ją budzę, przecież ledwo zasnęła. Wydech płynie na wprost mnie, jest w nim smak pasty do zębów, rozgrzanego ciała, życia. Gdybym mogła spełnić tylko jedno swoje życzenie – odebrałabym jej sen. Chciałabym nie pozwalać jej nigdy zasypiać.

Zatrzymuję rower przed klatką schodową, za chwilę przede mną schody i wyniki. Zamykam drzwi tak samo starannie, jak wtedy gdy była w moim domu, gdy ponownie zasypiała, ja wtedy i ja teraz odcinamy się od wszystkiego, ryglujemy się przed strachem, ale on-prestidigitator umie wskoczyć w ostatnim momencie i przykleić się do ciała, przy łopatce, po lewej stronie.

Zamknąć drzwi.

Tylko tak mogłam przespać noc. Wdech mieszał się z bezdechem, wydech grzązł w okolicy barku, ale udawało nam się spać, aż do rana.

Bezdechy mojej mamy były jak najmroczniejsza podróż przez każdy z wieczorów, kiedy byłyśmy razem.

To już siedem lat bez niej. Wchodzę po schodach, głośno oddychając. Sie-dem-lat-spo-koj-ne-go-snu, odliczam półpiętra, choć wiem, ze to nieprawda, duch mamy sunie za mną, przystaje, łapie ciężko oddech, bo czwarte piętro bez windy boli, nawet ducha. Czy ja mogłam coś więcej zrobić? Dlaczego nie chciała(m) się leczyć? Myślimy razem to samo, mama i jej niewidzialna materia za mną.

(A może tylko mi się wydaje, ze to ona idzie zobaczyć moje wyniki? Może to poczucie jej winy lub mojego żalu, że nie umiałam jej pomóc?)

Oddychaj, córeczko.

Wdech-wydech.

Wdech.

Koty jak zawsze pociesznie wyciągają się na dywanie, gdy wchodzę, to ich pomysł na okazanie radości. Dom wita mnie jasnym światłem, jesienne słońce wchodzi i do mojej nowej przestrzeni, odremontowanej, wypranej ze smutku i przeszłości. Nieskazitelnie czystej, pięknej bieli. Włączam komputer, dziś przyszły wyniki badania mojego śnienia. Parametry, spłycenia, hiperwentylacja, częstośc oddechu, saturacja. Liczby tańczą z oznaczeniami, wyrównuję swój oddech, jest wzorcowy. Mama umierała na moich oczach, nie mogłam zatrzymać tego stanu. Widziałam, jak brak oddechu zatrzymywał jej płuca, nerki, serce. Ostatniego dnia przed szpitalem założyła maskę tlenową, gasła w fotelu w dużym pokoju. Słońce wtedy też wpadało przez okno, wprost na nią.

Gdzie jest teraz ten fotel? Kto na nim czyta, zasypia, śni?

„Analiza wyników rejestracji po wyeliminowaniu licznych artefaktów wskazuje na występowanie cięzkiej postaci zespołu obturacyjnych bezdechów”

Historia zatacza koło, mamo- myślę i biorę głęboki wdech przed snem.