Wiedziałam, że tam pojadę. Od wakacji. Czekałam na okazję, aż wreszcie się przytrafiła- przy okazji odbierania nagrody aż w Zielonej Górze- nastawiłam nawigację na Wrocław, na ulicę Ruską. Miasto przywitało nas piątkowym zatłoczeniem i słońcem. Tylko raz -wcześniej zajechałam na drugi kraniec Polski, to było dawno temu i zapamiętałam tylko fontannę w centrum.

Gdybym wiedziała, że niedaleko jest cukiernia, która nosi nazwę jak najmilsze wspomnienie, zaszłabym do niej na pewno. Ale musiał minąć czas, a nawet musiało przelecieć jedno życie, żeby znaleźć się w wehikule czasu i wśród pachnących kremówek i pączków.

Historia tej cukierni jest niezwykła pod wieloma względami, i właściwie nie wiem, co mnie w niej urzekło najbardziej: czy to, że historię rodzinną kontynuuje dwóch braci, jeden historyk, drugi prawnik? Czy stary, lśniący sprzęt sprzed stu lat, który służył jeszcze ich dziadkowi? Podłoga z czasów wojny, która pokazywał mi Michał lub Paweł, z wrażenia już nie pamiętam który z nich?

A może smak pączków, z lawendowym i różanym środkiem, jaki pamiętam z czasu, gdy byłam łomżanką? Pani Dorota, która ze wzruszeniem opowiada o tacie, Leonie Chalamońskim, że kazał się pochować na cmentarzu w Łomży, mimo, że wrósł we Wrocław?


Jedno jest pewne- to rodzina, w której wszyscy oplatają się przymiotnikami niosącymi radość: jest bliska, czuła, troskliwa. Upewniłam się już po nagraniu, gdy odprowadzona do moich radiowych koleżanek, obdarowana pysznościami (podzieliłam się :-))- wraz z nimi ponownie wróciłam na ulicę Uniwersytecką. Poszłyśmy do baru na szybkie i studenckie przekąski, a po wyjściu z niego zobaczyłam mamę z synem, pijących herbatę przy stoliku w kawiarence obok. Michał i pani Dorota tylko się uśmiechnęli, jakby to było zwyczajne, że syn pomaga mamie zejść ze schodów, podtrzymuje ją, bo stawy dają o sobie znać – i siadają przy wystawionych w październikowym słońcu krzesłach pobliskiej knajpki.

Urzekła mnie też kindersztuba chłopaków: czekali na mnie obaj, by opowiedzieć historię rodzinną, pełną cudownych zdarzeń, jak ta, gdy dziadek nie wiadomo jak szedł z ZSRR półtora tysiąca kilometrów z obozu jenieckiego, a babcia – nie wiadomo jak- odnalazła go w warszawskim szpitalu. Przez nieprzypadkowy przypadek, tak.

Dziadek wyzdrowiał i razem z nią prowadzili cukiernię, piekąc ciastka, które do tej pory maja unikalną łomżyńską recepturę i smak. Zmieniały się czasy, a historia pozostałą niezmienna: wyrabianie ciasta na pączki, smażenie ich, i sprzedawanie. najpierw za ladą stali Leon i Michalina, potem Dorota z mężem, wreszcie siostry i bracia, których poznałam.

To Michał Wojczyński zdecydował spisać historię, zresztą śmiejąc się opowiadał, jak często wykłada ja na małym stoliku w cukierni, i…jak szybko egzemplarz znika. Szkoda, ze nie udało mi się doczekać wizyty stałych klientów, którzy przychodzą zjeść pączka i pożerają historię tego miejsca. Ale byłam za to na zapleczu, oglądałam wiekowe maszyny, ciągle w użyciu, o których z dumą opowiadali bracia.

Ta historia będzie moim prezentem świątecznym dla słuchaczy. W Boże Narodzenie, kiedy usiądę z najbliższymi do świątecznego stołu przypomnę sobie i tamten wrocławski, rodzinny stół, wiekowy, bo od lat gromadzący bliskich. Przywołam obraz Jezusa z domalowaną dłonią, lekko nadpalony, bo tylko on zachował się z pożaru domu w Łomży. I szkatułkę ze skarbami, wśród których są najcenniejsze: wypis ze szpitala w 1945 roku, drewniana kartka z wygrawerowanymi zyczeniami na ślub z 1933, dokumenty sprzed wielu, wielu lat. Jestem pewna, że mimo setek kilometrów między nami- czule o sobie wspomnimy.

Przecież dla nich i dla mnie Łomża jest już tylko pięknym mitem, początkiem wszystkiego, co ważne się zdarzyło. Właściwie jest tylko miastem grobów, ale dzięki Łomżance, która mieści się na wrocławskim Rynku, przy Ruskiej i dzięki łomżance, która siedzi głęboko we mnie- możemy snuć podobną przędzę wspomnień. Bliska jest mi ta rodzina wspaniałych ludzi i cieszę się, że zahaczyłam o Wrocław. To miasto już na zawsze będzie mieć smak lawendowego nadzienia w pączku, który pieką tam tak, jak u mojej babci.

A audycja w Polskim Radiu Białystok pierwszego dnia świąt Bożego Narodzenia- o 13-tej 🙂