Wszystko inaczej. Brzoskwinia pusta, nie ma nawet liści, róża ścięta do samej ziemi, sadzonki pięknych kwiatów, których zdjęcia zdobią mój pulpit- stracone. Długa zima i długi brak wiosny zrobił swoje. Rok temu podziwiałam już na gałęziach małe brzoskwinki, a w tym roku papierówka nawet jeszcze nie zakwitła. To będzie słaby rok, a może po prostu inny? Natura pokazuje, że jedyna stała to zmienność.

Ale za to takie same są ptaki nad głową, śpiewają wesoło, mimo, że trudno schować się w pustawej koronie drzew. Podobnie czuję ziemię, gdy dotykam jej przy pieleniu. Jest mokra po ostatnim deszczu, sypka po kopaniu, wdzięczna, bo jesienią dorzuciłam jej kompost, z którego teraz wybieram małe, nieprzesiane kamyczki, lawirując między dżdżownicami.

Zachwyca mnie rytm: kiedy przekwitają tulipany, do skoku szykują się złocienie i czosnki, a lawenda już wypuszcza łany pachnących pędów. Rośliny nie kwitną od razu, czekają na swoją kolejkę, żeby dostać uwagę zachwyconych oczu. Obchodzę koła roślin, przygotowujących się do strzału kwiatami w górę. Różaneczniki kapryszą. Ale pierwszy raz zakwitł bez, ciemnofioletowy, pachnący. Duże są już piwonie, przynajmniej one chcą być gotowe na Dzień Matki. Lilie, róże, które po długim odpoczywaniu- też całe są zielone- to wszystko wita maj i mnie, majowo klęczącą przed nimi, żeby wyrwać chwasty spomiędzy. No i szafirki, tulipany- już mówiące dziękuję, dobranoc.

Pracuję w powolnym rytmie, to jedyne miejsce, gdzie nie pędzę, tylko słucham rytmu dnia. Rano rośliny budzą się w rosie, w południe łapią słońce, wieczorem czekają na wodę, tylko tyle do życia. Ciekawa jestem, czy drzewka brzoskwiniowe, rodzące owoce trzy lata z rzędu -słyszą i czują, jak całuję korę drzew, mówiąc pieszczotliwie, że pozwalam im kaprysić, spać dużej, nie okrywać się liśćmi. Staram się być dla nich czuła i troskliwa. Lubię czuć rytm ich kołysania na wietrze, siedzę wtedy pod drzewkami i czuję przepływ wspólnej energii.

Czasami płaczę, przypominając sobie pustkę po bliskich, ale za każdym razem ktoś mi przerywa. Albo Ewa częstująca topinamburem, Mirek, zapraszający na kawę, pan Janek lub nowi, którzy budują domek obok mnie. Chcę wierzyć, że to moja mama wysyła mi zastępców do pocieszenia, wiedząc, że sama nic już nie może zrobić.

To już pięć lat. Tak długo jej nie ma obok, że zapomniałam jak to jest razem siedzieć przy stole, śmiać się i jeść parujący obiad.

Z pokorą przyjmuję ruch świata. Wskakuję na rower, włączam muzykę, mknę przez las. Czytam książki, piszę, trochę rozmyślam. Martwię się o świeżo posadzone drzewka i zachwycam magnolią.

Życie trwa, a ja mogę przyjąć jego linię do przodu lub w dół.

Czy w tym roku będą truskawki?

Ile ogórków urodzi mi sześć posadzonych krzaczków?

Co tymianek myśli, gdy go zrywam?

Czy ptak nad głową śpiewa też dla mnie?

Ogród słucha pytań i na razie milczy.