Do czego tęsknię najbardziej w tym dziwnym czasie naznaczonym izolacją? Tęsknię do mojej drugiej, przyszywanej mamy z Koszel, która jak nikt umie kochać jedzeniem. Przypomina mi moja pierwszą mamę, najważniejszą, która zawsze dogadzała nam smakołykami. Obie robiły niezrównane obiady, święta, małe gościny. Tęsknię do krzątaniny moich dzieci, które nauczyły mnie jeść wegańskie pyszności. Kuchnia jest taka pusta bez mojej słodkiej trójki! Tęsknie myślę o pełnym kwiatów i motyli wnętrzu White Bear Coffee, i do jedzonego nieśpiesznie deseru mango, z Olą lub Magdą. Do przepysznej, nieistniejącej już kuchni mojej przyjaciółki Gosi, która gotowała angielskie obiady, tak inne niż nasze, podlaskie. I do sernika mojej bratowej, Alicji, czarno- biały, gruby, pachnący placek. Dawno nie jadłam. Halina, nie mogę zapomnieć o wschodniej, bo na wchodzie kraju, ale prawdziwie europejskiej i niesamowitej kuchni dwóch dziewczyn, bo razem z Gabrysią robią wspaniałe dania, zawodowe, na miarę Master Chef.

Myslę o kuchni, bo od kilku dni uważnie czytam książki kucharskie. Zaczęłam od Pawła Ochmana (Weganon) „Roślinnej kuchni regionalnej”. Interesująca rzecz, bo autor popularnego bloga nie tylko odkrywa polskie dania regionalne, ale przysposabia je na warunki wegańskie. Z ciekawością przeczytałam, co zaintrygowało go na Podlasiu i jestem przekonana, że w tym roku, na zupełnie inne święta (nie myślę o koronawirusie) zrobię buzę do picia. W towarzystwie chałwy, rzecz jasna. Książka jest pełna pomysłów i to rodem z najróżniejszych zakątków Polski. Na przykład placki ziemniaczane- bez grama tłuszczu, smażone na liściach kapusty. Albo śląska zupa chlebowa, tak zwana wodzionka. Pełno jest tu prostych przepisów z dziada pradziada, ale przystosowanych na potrzeby wegan. Wykorzystam natychmiast przepis na wafelki z kremem, do których zrobienia potrzeba mleko kokosowe zamiast śmietanki czy masła. Pamiętam swój pierwszy tort wegański i przerażenie- jak go upiec bez jajek, śmietany? Sprawa okazała się prostsza niż myślałam, a mleko kokosowe – idealne do ubijania.

W książce widać mnóstwo pasji w zbieraniu informacji o przysmakach polskich z każdej części kraju. To ciekawa książka kucharska- widać, ze autor nie tylko spróbował jak smakują, ale też sam zrobił, co często wskazuje w przepisach. Jestem pewna, że i mi będą towarzyszyć, niech no tylko przyjadą do mnie dzieci na święta lub niedzielny obiad!

Kompletnie inny jest najnowszy Jamie Olivier. W kolejnej ksiązce pokazuje łatwe pomysły na każdy dzień tygodnia, a koncentruje się na jednym elemencie. Wybiera składnik: na przykład kalafior – i robi z niego zapiekankę lub risotto, makaron lub placek ryżowy, na pikantno. A czy jedliście lazanie ziemniaczane? Znacznie więcej tu zabawy niż w poprzedniej ksiązce, a i nazwy niepolskie, ale czasem trzeba też błysnąc kulinarnym wielkim światem, prawda?

Mnie najbardziej zaintrygowała grzybowa ropucha w dziurze. Ciasto, pieczarki i sos, ale przyznam, że bardziej wolę czytać o tym daniu niż próbować je robić, zwłaszcza, że nie wiem, czy by mi smakowało. Zdecydowanie – do smakowania oczami, bo są, jak zawsze u Jamiego- piękne zdjęcia.

I na koniec fioletowa książka, lansowana jako „przewodnik mistyczno-kulinarny”. Nieźle, prawda? Ja w kuchni mistyki nie potrzebuję, ma być smacznie, zdrowo, prosto, apetycznie. Ale wiem, że półki księgarskie pełne są książek z przepisami. Trzeba czymś się wyróżnić, i ta opowieść Lary Gessler o „Orzechach i pestkach” z aksamitną okładką taka jest. Ani to ksiązka stricte kucharska, bo przepisów w niej niedużo, ani kompaktowa opowieść o kuchni z różnych zakątków świata. Sporo za to informacji o najróżniejszych orzechach, egzotycznych i rzadko spotykanych -też. Naprawdę dla specjalistów i fanów kuchni spod znaku Gessler. Ale jeśli ktoś ma ochotę na Gundel Palascinta, czyli tort naleśnikowy z U Fukiera (tak, reklama w książce też jest) -czemu nie? Chociaż? Lara Gessler mówi, że jak go pierwszy raz spróbowała- był wytrawny, niedobry. Więc postanowiła – że nasmaży kilka placków i -może się przekona?

Mnie ta pięknie wydana książka, ze zdjęciami Wojciecha Affeka zatrzymała jako ciekawostka, ale może są tu miłośnicy …orzechów i pestek?