Każdy ma taki świat, jaki sobie zaplanuje. Cezura w moim życiu nastąpiła w 2010 roku, kiedy po raz pierwszy tylko we trójkę ruszyliśmy na wakacje. Był maj, byłam szczuplejsza o osiemnaście kilogramów i cała w czerni. Straciłam dwóch ważnych mężczyzn w swoim życiu i nie zapomnę tej pierwszej wyprawy: dzieci były małe, ja bezradna, a świat ogromny. Na szczęście czekała na nas Gosia, która potem przez kilka lat „opiekowała się” moją rodziną w wakacje. To dzięki niej -moje dzieci pokochały Anglię i nie tylko mówią, ale i myślą w języku Szekspira.

To był pierwszy samotny wyjazd, w okrojonej skali rodzinnej, leczyłam tam duszę i ciało, a moim najlepszym lekarzem okazała się moja przyjaciółka jeszcze z czasów dzieciństwa. Anglia była dzięki niej oswojona i -szczęśliwa.

Kiedy patrzę wstecz, przez te dziesięć lat nabierałam mocy i świadomości. Podróże uczyły, ze jestem ważna. Mądra, rozsądna, zapobiegliwa, operatywna. Mimo, że sama, podzielona. Wyjeżdżałam już co roku, planując, jak wcześniej- wyprawy rodzinne. Turcja, Egipt, kierunki z dużą ilością wody i słońca, letniej radości przy zjeżdżaniu z licznych wysokości; miejsca smaczne i kolorowe. Ciągle czułam się nieszczęśliwa i ze złamanym sercem, ale błękit nade mną, dzieci obok i oderwanie od smutnego, opustoszałego Białegostoku – robiło swoje.

Oto Egipt 2011

Kiedy zbliżały się siedemnaste urodziny mojej córki- zrobiłam jej niespodziankę: wykupiłam bilet do Rzymu, wynajęłam w centrum maleńkie mieszkanie i tylko we dwie pojechałyśmy zwiedzać Wieczne Miasto. To był początek naszej wspólnej przygody- prawie dorosła Natalia i ja, już nie jako mama, a przyjaciółka. Widziałam, jak buzuje w niej radość, że traktuję ją jak równoprawną partnerkę naszego kilkudniowego bycia razem- jadłyśmy pizzę na wagę, piłyśmy – jak prawdziwi Rzymianie- maciupkie espresso, gdy wychodziłyśmy z metra i spacerowałyśmy po gorącym, wrześniowym Rzymie, zwiedzając miasto całymi dniami. Mimo, ze wracałam potem wielokrotnie do Włoch- żadna z kolejnych wycieczek nie zrobiła już takiego wrażenia jak ta, gdy byłyśmy tylko we dwie.

Rzym 2012

Stawałam na nogi, emocjonalne i finansowe bardzo wolno, ale nie zrezygnowałam z wyjazdów z dziećmi. Praktycznie co roku ruszaliśmy w trasę, najpierw tłukąc się po hotelach all inclusive, potem wynajmując mieszkania w airb&b we wszystkich miejscach, jakie zaliczaliśmy. Odnajdywałam stałość sprzed zmiany, kiedy całą rodziną jeździliśmy na wakacje. Do teraz w bibliotece stoją albumy pełne zdjęć z Bułgarii, Chorwacji, Tunezji, Turcji, Egiptu, Czech, Słowacji i innych bliskich kierunków wartych wyprawy z małymi dziećmi. Więc każdego roku planowaliśmy wyprawę, ale pewnego dnia, nietypowo, bo w grudniu, zadzwoniła Magda z pytaniem czy nie pojedziemy na króciutki wypad. JUż , natychmiast, by zregenerować nasze nadwątlone zdrowie. I ruszyłyśmy zimą w ciepłe kraje, obie wymęczone koniecznością spłat naszych ex-partnerów. Pamiętam jaki oszczędny był to wyjazd i że na koniec ukradziono mi z portfela ostatnie sto złotych.

Taki był Egipt 2013


Właściwie przez kolejne lata byłyśmy nierozłączne – latałyśmy razem z dziećmi na kolejne wakacje, co roku gdzie indziej. Jasiek i Mateusz dojrzewali razem, równolatkowie, Natalka powoli zaczynała się alienować, zajęta swoim życiem i planami studiów poza Polską, a my jednoczyłyśmy się we wspólnym przeżywaniu mijających dni. Co roku siadałyśmy w styczniu przy winie lub herbacie i planowałyśmy. Aegina była cudowną podróżą na wyspę. Grecja przywitała nas nocą, czekaliśmy na prom, który miał nas powieźć na tę urocza wysepkę i ostrożnie przyglądaliśmy się brudnemu miastu, nie licząc na cuda. Ale cuda się zdarzyły, bo pensjonat Vagia Hotel prowadzili mama z synem. Było pysznie i grecko, ekstrawagancko, gdy wynajętym samochodem okrążaliśmy wysepkę i niebezpiecznie- tak było tam stromo.

Aegina 2014

Wakacje przynosiły wolność. Były cudownym dopełnieniem czasu, najpierw zajętego, potem wypełnionego ciepłym wiatrem, śniadaniami na powietrzu, kąpielą w morzu razem z dziećmi. Stały się też przyjemnością, właściwą każdej podróży: najpierw w planowaniu a potem w realizacji tego pragnienia- załatwianiu biletów, pakowania bagaży, poznawania lokalnego świata. Zawsze dzieliłam ją z Magdą, podróżowałyśmy we dwie, z coraz bardziej rosnącymi dziećmi na pokładzie. Ale był też czas wyjazdów zawodowych- i taki był wspólny wypad na obóz językowy do Finlandii.

Huittinen, do którego dopłynęłyśmy małym państwem, jakim zawsze jest prom, nauczyło nie tylko angielskiego. Pokazało soczystą zieleń natury, świat prohibicji, zamkniętych na ciekawość innego Finów i…prawie polską pogodę. Nawet nie wiedziałam, ze za chwilę czas się dla mnie zatrzyma i na kilka miesięcy zmieni wektory. Razem z Magdą zbierałyśmy poziomki w pobliskim lesie, chodziłyśmy na zajęcia i leżąc na trawie słuchałyśmy piosenek swego życia.

Finlandia 2015

W sierpniu dowiedziałam się, że jestem chora. Był upalny dzień, kiedy zadzwonił telefon, miałam tyle planów. „Za chwilę jadę na Węgry, czy można to przełożyć?„- pani doktor zgodziła się niechętnie, mówiąc, że może być za późno. To nie było rozsądne, ale która z naszych decyzji ma związek z rozumem, gdy świat staje na głowie? Jesień witałam już w Budapeszcie, było gorąco, aplikacja z mierzeniem kroków była zachwycona aktywnością, w ten sposób, całymi dniami chodząc po stolicy Węgier kołysałam lęk, przerażenie- co dalej. Miłka była obok, nienachalna, spokojna i pełna dobrych przeczuć.

Węgry 2015

Rok później była już Chorwacja. Pamiętam, że długo z Magdą debatowałyśmy nad środkami lokomocji i czy dam radę, wycieńczona długim leczeniem. Byli z nami już chłopcy, zatrzymaliśmy się w Kastel Luksic niedaleko Splitu i codziennie robiliśmy sobie wycieczki w najróżniejsze miejsca tego- najpiękniejszego ze wszystkich widzianych – kraju. Trogir, Split, Jeziora Plitwickie, zakamarki pełne starożytnego uroku, a wszystko skąpane w gorącym słońcu. Było wspaniale, mimo, że życie nie rezygnowało z ciosów.

Chorwacja 2016

W duszy znowu miałam pustkę, bo miesiąc wcześniej umarła mama. Czy myślałam o tym, żeby zmienić plany? Nie, bo mama obiecała, że będzie obok. Pachniała drzewami laurowymi na plaży, na której leżałyśmy, wysyłałam do niej niewidzialne esemesy i piłam kawę w jej niedostrzeganym towarzystwie na plaży.

Co mi dawały podróże? Poza odpoczynkiem od zgiełku, wpisywały mnie w świat przemijania i trwałości. Jakaś część wydeptywała ślady na piasku corocznych wypraw, a inna spacerowała w środku, bez konieczności przemieszczania. To były światy równoległe- ten zmysłowy- chłonący piękno Błękitnej Planety, i metafizyczny- zanurzony w cieple filozoficznych pytań: kim jestem, dokąd idę. Dlaczego? Oswajałam się z przemijaniem i pożegnaniami, tłumacząc je sobie po swojemu, w konfrontacjach z książkami moich mędrców. Na Korfu żegnałam swoją przyjaciółkę, Zosię, a jej śmierć oswajałam z Magdą, która była realnie obok.

Korfu 2017

Jerozolima to było marzenie, więc postanowiłam spełnić je w okrągłe urodziny. Bardzo żałowałam, ze żaden z braci nie chciał wybrać się ze mną, potrzebowałam ich po wielu bardzo smutnych momentach życia. Ale z poczuciem straty, zwłaszcza rodziców musiałam zmagać się sama. Jerozolima była stąpaniem po Jego śladach- mistyczne wrażenie spotkania prawdziwego Boga. Nawet po latach, już w pandemii, wróciłam do zdjęć i nagrań, żeby o tym miejscu opowiedzieć

Wszystkie podróże nasycały mnie podobnie, ale Jerozolima była niezwykła.Miałam wrażenie, że to moja ostatnia podróż, więcej już nic nie chcę widzieć ani zwiedzać. Świadomość zatopienia w czasie sprzed dwóch tysięcy lat, realność tych miejsc, konfrontowana z Biblią porażała mnie przez dwa tygodnie tej podróży. Ale wróciłam do domu i po kilku miesiącach znowu z Magdą rozmawiałyśmy o wyjeździe na wakacje. I tak przytrafiła się nam Portugalia. Ważna, bo to właśnie w niej zauważyłyśmy, ze nasi synowie wyrośli i trzeba się z nimi (przynajmniej na wakacje) rozstać.

A wyglądało to tak-Portugalia 2018

Bergamo 2018

Tak, to był rok, kiedy świętowałam razem z przyjaciółkami, zakończyłyśmy ten czas we włoskim Bergamo, obchodząc urodziny ostatniej z nas, Gosi. I to była prawdziwa pochwała przyjaźni.

Rok temu była Hiszpania: luksusowe mieszkanie, kabriolet do dyspozycji, basen tylko dla nas i prywatna przewodniczka. Po raz pierwszy wróciłam zmęczona i obiecałam sobie, że kolejne lato spędzę w domu, czas na reset od przyjemności, które stają się ciężarem. Nie umiem tego wytłumaczyć, ale może przegrzałam synapsy od nadmiaru corocznych wypraw? Cudowność Hiszpanii i troskliwa opieka Joli, u której się zatrzymałyśmy nie dała się zderzyć z tym, że jestem chora i pragnę wrócić do domu. To było nierealne, kiedy myślałam, że chcę na rower, by jechać przez las, widzieć znajome drzewa, czuć pachnący ziemią świat. Obiecałam sobie, że 2020 spędzę w domu.

Hiszpania 2019

Londyn 2019

Ale przecież wszystko musi zatoczyć koło, prawda? Mój dziesięcioletni czas podróży zakończył się więc tam, gdzie zaczął- w Anglii. Byłam u Gosi, byłam u Natalii. Ich domy już nie istnieją, ale obie mają mieszkanie w moim alternatywnym świecie, do którego zapraszam je każdego dnia.

Dziesięć lat. Dwadzieścia dwie wyprawy, po dwie w roku. Czy to dużo, czy mało? I po co aż tyle? Przeglądam zdjęcia i raz jeszcze czuję to, co zdarzyło się przez ten czas.

Może trzeba ruszać w świat, by znaleźć właściwą skalę dla wszystkiego, co zyskujemy i tracimy w życiu?