Staram się żyć normalnie. To znaczy, że nawet zapominam zabrać maseczkę, jak wychodzę z domu. Nie karcę się za to, wiem, że są sprawy, które wyrzucam z głowy natychmiast, żeby nie zwariować. Rytm dnia wyznaczają dyżury- raz jeden, raz drugi tydzień, jeden wypełniony pracą maksymalnie, z codziennymi programami, drugi luźniejszy, pełen spokojnego odliczania czasu. Czasami wychodzę do sklepu. Galerie jednak puste, podobnie hipermarkety, do tej pory angażowaliśmy wszystkie siły majowe na plany: wakacji, remontu, komunii, ślubów, grilla. Mam wrażenie, ze wróciliśmy do sedna, czyli porządku niedomiaru-tęsknimy do rzeczy najprostszych, spotkania i uściśnięcia ręki, obiadu u teściów, rytmu szkoły, do której chodziły dzieci. Po raz pierwszy kwitną kasztany bez matur. Po raz pierwszy mylą nam się dni i tygodnie, ani się obejrzymy, a będzie jesień. A słowo to brzmi groźnie, w kontekście nawrotu pandemii, więc czasem marzymy, by skończył się świat, jakiego nie chcemy lubić.

W ten czas niepewności świetnie wpisuje się książka Belli Mackie „Przed siebie”. To rzecz, jak głosi podtytuł o tym, jak bieganie ratuje życie. I jest w tym sporo prawdy, bo w momencie najgorszego końca świata (które każdy z nas przeżył co najmniej raz) zawsze Bóg zsyła nam jakiś ratunek. Kiedy umarli moi rodzice, a zwłaszcza mama, dostałam działkę, której uprawa każdorazowo koi mój ból po jej (ich) odejściu.

Podobnie Bella. Rozwód był punktem zwrotnym w jej życiu, kiedy pierwszy raz nałożyła buty sportowe i nieudolnie poszła biegać, nie sądziła, że to będzie jej koło ratunkowe. Ze swadą opisuje swoje początki zmiany życia, truchtanie do nowego nie jest łatwe, ale jak widać jej skuteczne. „Bieganie pomogło wielu ludziom uporać się z cierpieniem, dając im chwilę wytchnienia, pocieszenia, podobnie jak smutne piosenki, które podrzuca nam Spotify, niby przypadkiem.(…)Bieganie nie zawsze daje wyczekiwany zastrzyk euforii. Czując bezdenną rozpacz, możemy biegać, by ukarać własne ciało., a psychicznie odczuwanego bólu dotknąć fizycznie. Czasami może nas to zmusić do skupienia się na czymś innym, niż własna rozpacz. W najlepszym wypadku może to w jakimś stopniu uśmierzyć ból.”

I taka jest ta książka. Skupienie na bólu i cel, żeby z niego wyjść. Bardzo pomocna, razem ze źródłami stanowi wyjątkowe kompendium wiedzy o tym dlaczego, gdzie i jak biegamy. Są tu apki do ściągnięcia, ksiązki do przeczytania, a także ciekawe pomysły na inne rodzaje aktywności- serialowe box sety, czytanie audiobooków, gotowanie, ogrodnictwo i inne ważne sprawy, którymi można i trzeba zająć się, kiedy dopada depresja. W skrajnych, przedłużających się przypadkach -konieczny lekarz, ale Bella uczy nas w tej książce, ze warto najpierw zrobić coś samemu.

Świetna książka. Choć sama nie wybiegałam swojej rozpaczy- wiem, ze gdybym przeczytała ja wcześniej- na pewno bym spróbowała.

A tak-moje lęki i ból po stracie skutecznie zaklinały dżdżownice w ziemi, kiedy sadziłam w niej kwiaty. Może o nich też warto napisać książkę?