Wczoraj było trudno, słońce schowało się za chmury, świat nie tylko opustoszał, ale też zbrzydł, przestał nas pocieszać jasnością z nieba. Wieczorem wyszłam na szybki spacer, byłam sama, jeśli nie liczyć mężczyzny z psem, który spieszył do domu. Po raz pierwszy to nie kalendarz wyznacza rytm naszych dni, tylko wiadomości podawane z telewizji lub radia. Jak smutno wyglądają zające i kolorowe jajka, wystawione w witrynach nielicznych sklepów. O świętach myśli niewielu z nas, bo te święta będą inne niż wszystkie, jakie znamy.

Codzienność w domu wyznacza długi poranny sen, potem dawka porannych niusów z internetu, szybkie scrollowanie komórki przy kawie. Praca, na przemian z odpoczynkiem, pocieszające rozmowy z bliskimi na skype’ie, jakiś film. Modlitwa, znacznie częstsza niż zwykle, bo czarne kruki złych myśli krążą nad wszystkim co robimy.

I w tę przestrzeń bezczasu wpada także lektura. Powoli dawkuję sobie książkę Julii Fiedorczyk „Pod słońcem„. Zanurzam się w jej poetyce, wielowarstwowości, cudownych historiach, które jak obrazy maluje poetka i pisarka. W blurbie na końcu książki napisano, że to historia Miszy i Miłki, ale to nie do końca prawda. To malowana szerokim pędzlem historia każdego człowieka, z jego odkrywaniem świata. Pierwsza ze scen, kiedy Misza poznaje swoją cielesność, pierwsze zauroczenie kobietą -Zofią, a towarzyszy mu też podobne, zakochanie w poezji- jest jak uniwersalna przypowieść o losie każdego z nas. Tu, w życie Miszy, wpada profesor Koniarski z tomikami poezji i nieszczęśliwa Zosia, która zastygła wraz ze śmiercią swego męża. Julia Fiedorczuk opowiada o radości tych spotkań, mimo, że śmierć lub rozstanie wplecione są jak złota nić w tę opowieść.

Czytam tę książkę powoli, uważnie, jakbym chciała nauczyć się jej na pamięć, żeby potem przykładać te losy do swoich. Jest tu wschodnia dusza, wszystko dzieje się w tym zakątku Polski, zwanym Podlasiem: jest Drohiczyn, z malowniczym Bugiem, jest Białystok z Ludwikiem Zamenhofem, jest Serock, stąd zaczyna się też wyprawa na Ural, w poszukiwaniu złota i kolorowych kamieni, zresztą z jednej takiej wyprawy wraca Piotr, cudem ocalony od zamarznięcia po drodze. Z trzema kolorowymi kamieniami. Jest wojna i pokój, świat krytych w piwnicach Żydów, partyzantów z lasu i powojennej komuny, ale autorka kreśli historię małymi pociągnięciami pędzla, od niechcenia, tylko w tle. Interesuje ją przede wszystkim dusza człowieka, który chce i musi żyć, przygląda się jej uważnie i opisuje stany, kiedy nadchodzi rozkosz miłości lub ból rozstania. Czułość, z jaką Fiedorczyk opowiada o człowieku nie ma sobie równych we współczesnej literaturze. Może dlatego, że to poetka, nauczona dotykania słowami do głębi?

Znajduję w tej książce wszystko, co jest dla mnie ważne w życiu. Pierwsi nauczyciele i najważniejsi nauczyciele, radość wiecznej młodości, rodzice z tajemnicą historii, jakich doświadczyli. Pierwsze miłości, groza wytrącenia z rytmu codzienności, jaką niesie każda wojna lub zmiana. Radość narodzin i smutek śmierci, wpisanie w świat natury, gdy pamięta się życie zgodne z jej rytmem. Kiedy Perła rodziła w książce maleńkie cielątko, czułam zapach ciepłego mleka, dojonego z wymion o zachodzie słońca. Gdy Basia dowiedziała się o powieszonym sąsiedzie i szła do lasu, zeby zrozumieć sens śmierci, przypomniałam sobie, jak długo był ze mną Marek, mój kolega z VIII a, który odebrał sobie życie w piwnicy. Zresztą, do dziś mieszka w każdej piwnicy, do której schodzę.

Ta książka opowiada moje życie, a ono wplata się w opowieść Julii Fiedorczuk. Autorka mistycznie wkleja się w Słowo, które tworzy świat. Jesteśmy w okręgu tej samej historii, przeżywanej podobnie. Nic nowego pod słońcem- tak Wisława Szymborska zwracała się w mowie noblowskiej do Eklezjasty, a jednak jesteśmy tu po to, by opowiadać świat, który taki sam – a jednak inny.

 „Nic nowego pod słońcem” – napisałeś, Eklezjasto. Ale przecież Ty sam urodziłeś się nowy pod słońcem. A poemat, którego jesteś twórcą, też jest nowy pod słońcem, bo przed Tobą nie napisał go nikt. I nowi pod słońcem są wszyscy Twoi czytelnicy, bo ci, co żyli przed Tobą, czytać go przecież nie mogli. Także i cyprys, w którego cieniu usiadłeś, nie rośnie tutaj od początku świata. Dał mu początek jakiś cyprys inny, podobny do Twojego, ale nie całkiem ten sam. I ponadto chciałabym Cię spytać, Eklezjasto, co nowego pod słońcem zamierzasz teraz napisać. Czy coś, czym uzupełnisz jeszcze swoje myśli, czy może masz pokusę niektórym z nich zaprzeczyć jednak? W swoim poprzednim poemacie dostrzegłeś także i radość – cóż z tego, że przemijającą? Więc może o niej będzie Twój nowy pod słońcem poemat? Czy masz już notatki, jakieś pierwsze szkice? Nie powiesz chyba: „Napisałem wszystko, nie mam nic do dodania”. Tego nie może powiedzieć żaden na świecie poeta, a co dopiero tak wielki jak Ty.

„Pod słońcem” Julii Fiedorczuk. Przejmująca, poetycka opowieść o codzienności zdarzeń, powtarzanych co dnia przez wieki i o pięknie duszy, jak trzcina targanej przez wiatr. Ale myślącej i zanurzonej w słowach.

Julio- dziękuję Ci za tę opowieść, którą czytam, podczas gdy wieje huragan zmian.