Nie mogłam mu się oprzeć, kusił mnie nazwą. Kawon Rosario F1 stał się przedmiotem pożądania w tym sklepie wypakowanym ludźmi i koszykami z makaronem i mięsem. Zaszłam tu tylko po kawałek chleba, nie ulegam panice, wierzę w mądrość intuicji, która szepcze mi od kilku dni, żeby zachować spokój. Więc kawon wraz z siostrami: cynią, chabrem, lwią paszczą czy mieszanką półpełnych dalii wylądował na taśmie sklepu spożywczego Pogodny.

Już czas. Słońce, co rano, wzywa do porzucenia strachu i rozmyślań o rychłej wiośnie. Ziemia na działce jest już gotowa do przyjęcia roślin, myślę więc o tym, gdzie zasadzę swojego arbuza i gdzie dosieję kwiaty, skoro wszędzie jest ich pełno. M. pomógł mi rozstawić huśtawkę, wykopaliśmy dołek pod nowe drzewko, które przyjmę pod mój dach. Uspokajam się myśleniem czy ma to być czereśnia, wspomnienie mego domu rodzinnego, czy może kolejna brzoskwinka, tak cudownie współpracująca ze swoją panią, która dogląda i czeka.

A myśli pełne obaw. Świat skurczył się do sparciałego jabłka, gdzieś daleko ode mnie jest moja córka, myślę o tym, jak wychodzi do sklepu, mija innych ludzi, dziwi się pustym i tam, w ekskluzywnym Londynie, sklepom, wraca do domu, gotuje obiad, śpi. I pracuje. Lotnisko jest teraz miejscem pierwszego zderzenia. A ona, w maseczce lub bez pomaga zagubionym ludziom znaleźć drogę do domu, odprawia ich, prowadzi, tłumaczy, uśmiecha się. Air China, którego tak bardzo bałam się na początku to już nie jest jedyne niebezpieczne miejsce, teraz każda linia i każdy człowiek to potencjalne zagrożenie, które przeszywa mi serce. Zwłaszcza, że bezpieczna, siedzę w domu rozważając, kiedy zacząć wysiewać nasiona.

Doskonalę się w modlitwie i ufności. Wychowałam odpowiedzialne dzieci, które nie porzucają swoich zajęć ze strachu. Mój syn też pracuje, odważnie służąc ludziom, jestem przerażona i wdzięczna, bo odwaga jest ważna. Tak bardzo chciałam zatrzymać go przy sobie, ale wybrał pomoc i żadna z moich łez nie była w stanie zmienić tej decyzji.

Więc w niedzielny poranek topię się w słońcu pustego świata. Ani jednego człowieka, samochodu czy psa. Uczymy się ciszy i poznajemy spokój, jaki daje nam dom. Porzuciliśmy plany, żeby wypełnić dzień, nie być bezużyteczni, zaplanować wszystko tak, żeby nie zmarnować chwili. A marnowanie wpisane jest w nasze życie, cudowne nicnierobienie, dłuższe spanie niż zwykle, powolny obiad z bliskimi, trochę czytania, trochę zabawy. My, ludzie Zachodu, w którym wszystko jest na sprzedaż, musimy porzucić myśl, że nasz czas jest cenny, nie do zmarnowania.

A właśnie że jest do zmarnowania, bo na tym polega życie, na nudzie codzienności, na akceptacji przemijania, na powtarzalności dnia i nocy. Na tym, że nie muszę być młodsza, ani nie chcę być szybsza, z ulgą porzucam konieczność biegu za wszelką cenę razem z innymi, równie przerażonymi jak ja, że życie nam mija.

Niech mija. Siedzę teraz w blasku słońca, z pustymi dziecięcymi pokoikami nad głową. Zawierzam syna i córkę Bogu, bo zawsze był moim przyjacielem i teraz też mnie nie opuści. W myślach robię rozsady roślinek i przyjmuję odległą tęsknotę mojego ogrodu. Woła mnie. Być może ruszę na spotkanie z drzewami, by choć przez chwilę pobyć wśród ich niby pustych gałęzi, na których są już pąki. Świat za nic ma naszą panikę i Covid -19. Za moment rozszaleje się wiosna,obyśmy przyjęli ją trochę inni niż do tej pory.

Czy jest ktoś komu brakuje świata, jaki znaliśmy do tej pory?

Dom, w którym tylko spaliśmy, uśmiecha się zebranymi książkami, fotelami do picia nieśpiesznej kawy, kuchennymi garnkami, w których ugotujemy budyń na podwieczorek. Szpargały, a wśród nich i liściki od dzieci, zbierane przez lata znowu poczują nasze ręce. Może to czas na plany, jakich nigdy nie było? Mądra ziemia nie umiała zatrzymać nas ani pożarami w Australii, choć tak chętnie je lajkowaliśmy, ani topniejącą Antarktydą, tak daleką, jakby ze świata fantasy. Płonącymi lasami Amazonii, ekstremalnie ciepłym styczniem, kataklizmami głodu, których nikt nawet nie udostępniał, bo nas to nie dotyczyło.

Teraz zatrzymuje nas wirus, wyhamowując nasze życie.

Mój plan na dziś- poza modlitwą za bliskich, to także nieśpieszne przeglądanie albumów o sztuce i dwie nowe książki do czytania. „Sekrety ogrodu” Anne- France Dautheville oraz „Elegantki, trucicielki i inne ziółka” Adrienne Barman.

Niech ogrody, w których zatonę, ukołyszą mój lęk o dzieci.