To była niezwykła data. Odmieniano na wszystkie sposoby dzień drugiego lutego, że można wspak czytać, że to unikalne zestawienie dwójek, że trzydziesty trzeci dzień roku, a do końca roku jeszcze trzy trójki.

A to był po prostu dzień moich urodzin, jak zawsze podziękowałam Bogu za to, co już mam i uświadomiłam sobie, że to bardzo dużo. A jednak- ciągle tkwię w jakimś braku. Smutku, że mija, cieniu, że się kończy, szarości, że odchodzi. Ten dzień postanowiłam spędzić tak, żeby nacieszyć się obecnością Natalii i zrozumieć, że jestem pełna. Na wieczór zaprosiłam przyjaciół, którzy przybyli tłumnie. Byli tam więc moi najbliżsi koledzy z radia, znajomi z fejsbuka, najbliżsi przyjaciele, moje dzieci i sąsiedzi, a jeden z nich, niesamowicie barwny – postanowił przebrać się za …murzyna.

Przebranie Piotra świetnie korespondowało z występem mojego przyjaciela, Andrzeja, który brawurowo odtańczył Daddy cool, z Bonny M. Kupiłam Andrzejowi cekinowy płaszcz, bo tak chciałam zapamiętać ten wieczór. Na błyszcząco:-) Cekinów zresztą – nie brakowało.

Towarzystwo bawiła się wspaniale, a nagrania jeszcze długi czas przesyłaliśmy sobie w wiadomościach. To, co najważniejsze- być razem- zostało spełnione.

Przybyli ci, których dawno nie widziałam. Przyjaciele z dawnych lat, i ci, z którymi jestem od zawsze.

Jak zawsze – atrakcję zafundowała mi Magda, która zaśpiewała kilka piosenek i porwała nas do tańca. Magda zresztą, 2.02 też obchodzi urodziny, więc obie świętowałyśmy tego samego dnia. My, wodniczki 🙂

Dostałam masę życzliwych słów i energii. A z rzeczy materialnych, poza wzruszającymi prezentami- był też nadzwyczajny tort, który przygotowała Agusia, a wniósł Marcin. Tort był wspaniały!

Cudowna była też niespodzianka, która przygotowały dla mnie w tajemnicy moje dzieci. Oto z Warszawy przyjechał mój syn, i wparował na imprezę, choć miało go na niej nie być. Byłam naprawdę wzruszona.

I tak, pamiętając o tym, że najważniejsze jest spotkanie, cieszyliśmy się swoją obecnością. Były wspaniałe pasty dla wegan i kanapeczki z tatarem, babka ziemniaczana i wino, a wszystko z bardzo smacznej kuchni Cechowej. Smaku chleba – nie zapomnę nigdy. Przepyszny bar słodkości dostałam w prezencie od Marty, mojej kosmetyczki i przyjaciółki (Salonik Urody Marta Biegańska, ul. Tysiąclecia PP, Białystok :-). Było ekskluzywnie. Kalorycznie. Pysznie!

O sprawy techniczne oraz muzykę do tańczenia (okazało się, że mężczyźni wywijali na parkiecie bardziej niż my, piękne dziewczyny!) zadbał mój zmiennik poranny i najbardziej czujny realizator radiowy- Kamil.

Zdjęcia zrobił nieoceniony fotograf, Cezary Nowak. Czujnie uchwycił wszystko, co najważniejsze. I podobno- to jeszcze nie koniec, więc ciąg dalszy nastąpi.

I pomyśleć, że wszystko zaczęło się od daty i sukni, którą przeceniono z 500 złotych na 140. Kto by nie kupił? No, a jak juz zakupiłam suknię- trzeba było zaprosić do zabawy!

Życie jest zbyt krótkie, żeby przesiedzieć je w domu. Zatem- nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa. Obiecuję!