Okno w kuchni
Usłyszałam go podczas robienia zupy. Płakał tak rozpaczliwie, wybiegłam na balkon przerażona, że to płacze dziecko. Sylwester, mała kocia kulka, siedział pod samochodem i próbował uratować swoje życie. Było tak samo biało jak teraz, mróz schładzał termometry do minus trzydziestu stopni. Ogórkowa parowała, przysłaniając świat, ten za oknem, smaczną mgiełką. W pokoju bawiły się dzieci, nie wiem o czym wtedy myślałam. Życie, rozpaczliwym miauczeniem wdzierało się stamtąd, więc porzuciłam obiad i wybiegłam na zewnątrz. Czekał na mnie. Wskoczył mi na ręce, on-dziki kot, który potem polował na gotujące się mięso, łapał ptaki na balkonie i w idealny sposób, niezauważalny, kradł jedzenie ze stołu. Chciał żyć, mimo wszystko, i wybrał mnie.
Kiedy to było? -myślę patrząc na zimowy, sobotni poranek. Sylwester leży w nogach mężczyzny, odpoczywa. Pamiętam, jak wcześniej ogarniał go swoim ciałem. Wyglądało to zabawnie, szczelnie przywierał do niego, uważając, żeby twarz była przy pyszczku, a łapki przy dłoniach. Mały chłopiec leżał w swoim łóżeczku owinięty kotem i to był najwłaściwszy kocyk. Co za cudowna naturalna, ekologiczna wymiana: oto dwa ciałka grzały się nawzajem, czując ciepło. Najprostsze wytłumaczenie słowa miłość- być blisko.
I tak jest do dziś. Teraz też kot kładzie się na poduszce, twarz przy twarzy, zwija w kłębek i zasypia. Sylwester starzeje się po ludzku: dużo śpi, zapomina, że powinien więcej się ruszać, lubi ciepło.Pilnuje, żeby dobrze zjeść. Przytula się i wstaje bardzo wcześnie. Tylko czekam, kiedy powie: „jestem znowu głodny, kobieto”. Czasami (wiem, że to niedorzeczne) myślę o nim jak o kocim synku, którego adoptowałam wiele lat temu. Teraz leżą we dwóch,przytulając się do siebie, a ja patrzę w okno w kuchni i słyszę jak płacze wtedy, w grudniową, mroźną, ciemną noc.
Okno w bibliotece
Jest wyjątkowe. Nie istnieje bez widoku drzew przy Wiejskiej, jasno różowego nieba o świcie, gdy budyń rozlewa się ze wschodzącym słońcem na niebie. To okno jest jak magiczna ściana, która oddziela to co tam, od tego co tu. Gdybyś chciał tu zajrzeć z drugiej strony, zobaczyłbyś mnie, za wysokim biurkiem, piszącą na komputerze słowa do Ciebie. Usłyszałbyś muzykę, która zawsze gra, gdy piszę. I szelest książek, które są po prawej i lewej stronie. Wśród tych najbliższych moi przyjaciele- filozofowie i prozaicy, nieco dalej reportażyści, na końcu galernicy wrażliwości-poeci, mistycy, malarze.Lubię świat za oknem, oglądany przez szybę, w której odbija się anioł i Bóg, statuetki z nagród, kubek z herbatą. Lubię też świat tu, gdy piszę. A szafa gra…
Okno w sypialni
Ogląda najintymniejsze momenty- gdy płaczesz, modlisz się, kochasz. Okno w sypialni widziało wiele kompromitujących momentów, ale mimo wszystko się go nie wstydzisz: możesz przy nim chrapać i siąpić. Jest dyskretne. Jest małomówne. Jest niewidzialne. Prawie go nie ma, myślisz, szczelnie zasłaniając zasłony. A jednak, okno w sypialni jest jak ścianka przy łózku. Wpuszcza obcy świat: szum wody w łazience nieznanych sąsiadów, blask nowego dnia, bez względu na to, czy musisz już wstać, śpiew wróbli z pobliskiego drzewa. Okno jest jak najbardziej twórczonośne narzędzie- modeluje wyobraźnię, zespalając wszystkie zmysły. I już gotowa historia! Opiszę ją za kilka dni, obiecuję. Zwłaszcza, że jest to opowieść o miłości! Okno w sypialni było kiedyś oknem na świat małej dziewczynki, jej pierwszego pokoiku. Pamiętam jak wisiały tam muślinowe, seledynowe zasłony, których pilnowała Marchewka, jej ulubiona zabawka. Gdy się wyprowadziła, zasłony powędrowały na poddasze, a przytulankę wysłano pocztą w podróż do Londynu. Ale czasami z okiennych szczelin wyglądają jakieś niewinne sny i można być pewnym, że nie wyprowadziła się stąd na zawsze. Więc okno w sypialni musisz dzielić z tymi, którzy kiedyś tu mieszkali.
Okno w dużym pokoju
Duże, szerokie, trudno je umyć, bo ciągnie się przez całą ścianę. Lubię w nie zaglądać, gdy wracam do domu, światło w nim jest jak najpiękniejsze zaproszenie. To okno specjalne, dostało nawet swój wiersz „zza rogu obserwuję/jak toczy się życie / w twoim domu./ Jeszcze dzień nie wygasł/sztucznie podtrzymujesz go/ żarówką./…/ i jeszcze tylko przejrzysz gazetę/a potem odłączysz dzień/pokornie witając noc./Zza rogu uśpione zobaczę okna/ i też rozpłynę się/ we śnie”.
Moje okna. Patrzymy na siebie wzajemnie, obserwujemy dzień za dniem. Tylko szklana szyba z widokiem na świat, nie potrzeba nic więcej. A z drugiej strony? Co widać z drugiej strony? I czy warto o tym pisać? Czekam na historię Sylwestra, który wypatrzył światło na czwartym piętrze i tak długo krzyczał, aż zeszłam, żeby go uratować. Okna łączą 🙂