A gdyby tak zostało ci pięć miesięcy, co byś zrobił? Ze swoim życiem, marzeniami, sobą? Co byś zmienił w codziennym rytmie dnia, czy przyspieszył wschód? Opóźnił noc? Przeprosił się z kimś oddalonym, wybaczył? Wrócił zza zakrętu, więcej marzył? Kochał mocniej? Chudł, więcej patrzył w chmury? Płakał? Z radością szedł po kolorowym moście? Spójrz w swoje życie.
Mam pięć miesięcy. Czas zrobić listę rzeczy najważniejszych. Po ostatnie, dziesiąte- oczyścić dom z rzeczy. Zbierane liściki miłosne, z których wyparował atrament i siła. Zdjęcia ludzi, dla których było się tylko przelotem. Piętrzące się w górę trofea nagród, miłe, chwilowe, nietrwałe jak pamięć innych o nich. Dziesiątki ubrań – przypięte do wieszaków jak żołnierze w oczekiwaniu na alarm. Pamiątki i drobiazgi, niewarte wspomnień, gdy już nas nie ma.
Po dziewiąte- uwierzyć, że jakość życia jest tym lepsza, im bardziej jest się sobą. Pamiętam, jak przed laty, jako młoda dziewczyna zamartwiałam się swoją perfekcyjną figurą. Że może jednak za szerokie biodra? Za mało inteligencji dla tych, których pokochałam? Za słaba jakość przeżyć? Że trzeba wiecznie się doszkalać, studiować, być na topie. Pierwsza, najlepsza. Poprawiać i upiększać w nieskończoność ciało i mózg.
Po ósme- porzucić zmartwienia na zawsze. Więcej tańczyć i śpiewać, nie tylko w duszy. Cieszyć się tym, co daje czas: kochać szum wiatru w uszach, gdy jedzie się przez ciemniejący przed burzą park. Zlizywać lody z sukienki zamiast wstydliwie chować plamę. Z godnością przyjmować cios za ciosem, nawet jeśli są niezasłużone i bolą bardziej niż migrena.Uśmiechać się i robić sobie zdjęcia z uśmiechem. Wysyłać je do kochanego i czekać na deszcz, którym są pocałunki.
Siódme: pomagać innym. Przypominać sobie, że pieniądze szczęścia nie dają. Mogą jednak dać nowy but ortopedyczny siedemnastoletniemu Filipowi, którego razem z mamą podwoziłam, wracając z Łap. Przy okazji nie wstydzić się kolejnej pary szpilek stawianych w szafie, podczas gdy on nie wkłada normalnych trampek. Wkładać pieniądze do kieszeni bezdomnych, nie czekając aż zauważą. Nie pouczać żebrzących, żeby nie kupowali za nie piwa. Podać rękę i ekskluzywne jedzenie temu, który prosi o bułkę. Pamiętam, jak ucałował mi dłoń nieznany mężczyzna, któremu zrobiłam zakupy tak, jakbym kupowała sobie. Ot, nieco lepsze jedzenie: jakiś sok, wędlina, pomarańcze, ser. Czekolada 🙂 Słowo, które przyszło mi na myśl, gdy na mnie patrzył- to godność. Odzyskał ją w tej reklamówce z Biedronki.
Po szóste- nie tracić czasu na wymówki. Nie rozpraszać się na setki znajomych, nie zabiegać o nowych. Celebrować przyjaźń. Dwie najdroższe, najbliższe osoby, choć kilkanaście różnych innych, drogich i kochanych znajomości. Przyjaciele ułożeni piętrowo w sercu- poszeregowani w myśl przeżytego czasu. Zawsze bliscy, ale nie dominujący. Mieć serce otwarte dla wszystkich, chętniej wypuszczać, niż wpuszczać kolejnych. Nie czuć smutku, gdy mija. Nie zabiegać o tych, którzy wrócić nie chcą.
Po piąte- nie szarżować z pracą. Pamiętać, że jest sensem, ale nie celem. Starać się bardziej, ale bez napięcia i siły. Wierzyć w siebie, słowa, które płyną od ludzi. Jesteś promieniem, mawiają- więc świeć. Bez względu na wszystko.
Czwarte: Mama. Wierzyć, że nie zniknęła na zawsze. Czeka na mnie. I jest obok. Przy okazji jej (nie) obecności pamiętać, żeby częściej niż zwykle wspinać się na kolana Boga. Zawsze, kiedy jest smutno? Jak wesoło to tym bardziej.
Podium. Po trzecie- zauważyć siebie. Ufać, że determinacja i dobry pomysł prowadzi nas na najwyższe góry, w których jest nam dobrze. Ufać swojej nieśmiertelnej duszy i zawodnemu, pięknemu ciału. Słuchać intuicji, tak samo istotnej jak wiedza. Nie martwić się problemami, bo po czasie stają się błahe. Odgarniać od siebie złe wspomnienia, wybaczać , nawet jeśli nie wychodzi. Nie bać się i nigdy się nie oszukiwać.
Po drugie: cicho uwielbiać dzieci. Jasne słońca, dar od Boga. Wypuścić je w świat, nie dominować. Nie tęsknić. Być dumnym.
Po pierwsze i najważniejsze. Być miłością. Kochać. Być kochanym.
Pięć miesięcy. Wszystko – natychmiast do zrobienia. Zaczynam teraz.
Ciężkie pytanie, tym bardziej że życie ostatnio tak szybko przelatuje przez palce …
Dorotko! jak zwykle, trafnie i cudnie lekko napisałaś to, co czujemy a nie potrafimy ubrać w słowa… Wzruszyłam się… Dobrze, że Jesteś! Ściskamy Cię serdecznie oboje z Wojtkiem!
Piękne słowa Pani Doroto. Piękne i wzruszające. Czy coś się stało ? Jak zdrowie?
Wszystko w porządku, mam nadzieję 🙂
Serdecznie pozdrawiam i jestem wzruszona, że się Pani o mnie martwi. Uściski, DS
Dorota, jestem z Tobą, ruszam razem z Tobą. Marytka
Marytko, dziękuję :*
Pięknie i szczerze napisane. Ciepłe i serdeczne wskazóki dla chwilowo zagubionych lub tylko potrzubujących zatrzymania się na chwilę. Sprawdzenia , czy wszystko waże i wartościowe już mają ze sobą. Pozdrawiam Pani Dorotko z krainy słów czarujących.
Kochana Pani Ewo, tak nam blisko do siebie- a wszystko dzięki …słowom 🙂
Cudownie… wydrukować, powiesić na lodówce i NATYCHMIAST przystąpić do realizacji punkt po punkcie… każdy z nich rozbraja prostą mądrością i trafnością. Punkt 7 powalił mnie na kolana. Tak bliski mojej filozofii życia… Punkt o bliskich sprawił, źe zaszklily mi się oczy…
Dziękuję za ten post…
Niech frunie w swiat i zatrzyma na chwilę ludzi w biegu…. nim w kołowrotku pęknie nić….
Oby tylko wytrzymać 🙂 Serdecznie Cię pozdrawiam, Agnieszko!