Moja biblioteka jest wszędzie. Książki otaczają mnie w miejscu, w którym teraz piszę, są wśród nich wspaniałe, zdobywane przez lata egzemplarze klasyki, serie wydawnicze, bestsellerów nieco mniej. Sporo poezji. Dużo książek o literaturze, ale nade wszystko moi najukochańsi wieczorni przyjaciele: książki do poduszki. Bo i przy łóżku mam dużo lektur do czytania natychmiast, wbrew snu, zmęczeniu i pogodzie.
Książki moszczą się na wprost schodów, tam regał też jest pełen. Są w pokojach dzieci, w pokoju gościnnym i kuchni. Nigdy nie zostawiłam żadnej książki w toalecie, chyba z szacunku do niej. I siebie 🙂
Mój księgozbiór kolekcjonowany jest przez lata. Świadomie zbierałam go w czasach licealnych i młodzieńczych, kupując lektury w antykwariatach i małych, słabiej obleganych księgarniach w Ostrołęce czy Zambrowie. Skąd brałam na to pieniądze? Nie pamiętam zbyt dobrze, ale moi rodzice kochali i kolekcjonowali książki. To pasja, którą się dziedziczy. A jak sięcoś kocha, to pieniądze się zawsze znajdzie.
Kiedy dziś spacerowałam wśród nowości książkowych na białostockich Targach Książki, kłaniałam się dobrze znanym molom książkowym, którzy jak ja najlepiej czują się wśród lektur. To był cudowny czas. Dwa dni relacji radiowych, rozmów, podsłuchanych szeptów czytelników z wydawcami. Uśmiechów wymienianych wśród znajomych- przecież na targach w Warszawie czy Krakowie spotykamy się dwa razy w roku. „Ksiązki jest jak moja garderoba, najpiękniejsze kapelusze i woalki, rękawice i suknie. Zawsze piękne i modne”-powiedziała mi kiedyś na południu Polski jedna z czytelniczek. Była ubrana elegancko, dystyngowanie, nieco staroświecko, ale nikt nie miał złudzeń. Oto prawdziwa czytelnicza dama. Ta starsza pani wracała z targowych spotkań z eleganckimi torbami wypchanymi książkami. Zapamiętałam i ją i te słowa- i lubię je sobie przypominać.
Książka jest pięknym przedmiotem pożądania. Od zawsze była kojarzona z dociekaniem prawdy i wiedzą, jest symbolem całości Wszechświata. W historię losów świata wpisane są tak ważne księgi jak: Księga Zmarłych, „księga ksiąg” – Biblia, Księga Zakonu, Księga Losów, Księga Proroctwa, Księga Życia… Chęć posiadania w swojej bibliotece białych kruków, wydań niezwykłych, oryginalnych, rzadkich dotykała wielu ludzi. Oto biblioteki kilkorga z nich.
Pisarz i bibliofil Umberto Eco to właściciel około 50 tysięcy książek. Imponująca kolekcja przechowywana jest w dwóch domach autora „Imienia róży”. „Żyjemy dla książek” – twierdzi pisarz, czego sam może być najlepszym dowodem.Oto jego dom wypchany książkami:)
Amerykański profesor nauk humanistycznych Richard A. Macksey i jego warta parę milionów kolekcja 70 000 książek. Książki są wszędzie, zajmują cztery kondygnacje domu, leżą też na parapetach i podłodze. Cudowna lampka oświetla mieszkanie i ponoć dzięki niej można w stosie książek odnaleźć też oryginał „Dziesięciu Przykazań”.
Proszę państwa- a oto kolekcja 30 tysięcy książek należąca do Alberto Manguela. Zajmuje stodołę, XV wieczną, wykutą w kamieniu. Autor „Mojej historii czytania”, niegdyś lektor samego Jorge Luisa Borgesa, odziedziczył miłość do książek po swoim mistrzu. Widać, prawda?
Imponującą wielotysięczną kolekcję dzieł, głównie fantastycznych, posiada Neil Gaiman. Na zdjęciu jest zaledwie część zbiorów, zgromadzona w piwnicznej części domu, druga biblioteczka znajduje się jeszcze na piętrze. Ale fotel -przedni, prawda?
Korzystałam z interesującej strony z ciekawostkami o książkach BookLips. Polecam serdecznie 🙂
Pochwal się swoim księgozbiorem! Napisz, dlaczego lubisz (i może zbierasz książki)? Przyślij zdjęcie i zostaw krótki komentarz. W nagrodę- mam dla Ciebie coś do czytania!
Polecam zajrzeć do naszego Domu Spokojnej Książki
Jeżeli znowu tu Pani zajrzy – zapraszam do grupy – Biały Kruk na fb – spotka tam Pani ludzi podobnych do siebie.
Też tak miałem – piękny i dobrany księgozbiór, ulubione dzieła, kilkanaście kolekcji tematycznych, kilkaset lat chronologii… Ponad dziesięć tysięcy woluminów. Teraz mam, może czterysta a moje książki, o zdobycie których zabiegałem czasami latami, błąkają się a część pewnie skończyła jako makulatura…
Książki są w moim życiu odkąd pamiętam – w najwcześniejszym dzieciństwie otrzymywane od mamy, czytane przez siostrę baśnie, potem wypożyczane z biblioteki, znajdowane pod choinką serie wydawnicze, w końcu kupowane w księgarniach bestsellery oraz pozycje wygrywane w konkursach książkowych….Pozwalają na oderwanie się od codzienności i zagłębienie w świat dowolnie kreowany przez ich autora oraz poszerzanie wiedzy o otaczającej rzeczywistości. Pełnią rolę terapeutyczną, będąc bezkonkurencyjnymi wobec bezwartościowych programów telewizyjnych czy oferowanej w powszechnych mass – mediach rozrywki. Każda książka czegoś uczy, zmusza do przemyśleń czy choćby poszerza zasób naszego słownictwa. Z przykrością stwierdzam, że coraz mniej osób w moim wieku czyta, jednak w moim domu książka zawsze pozostanie wspaniałym gościem.
Zbieram książki, gromadzę, kolekcjonuję. Nie oddaję, nie przebieram, nie wyrzucam. Ku utrapieniu domowników, potrafię wypełnić nimi każdą przestrzeń. Dlaczego? Bo kocham czytać, bo książki to moja ucieczka od rzeczywistości i bolesne nieraz zderzenie z własnymi emocjami, bo uświadamiają mi moje braki i nadmiary, bo potrafią powiedzieć o tym, o czym bliscy nie umieli… Mam chorobliwy nawyk ratowania książek niechcianych, niepotrzebnych, tych, które się znudziły. Kiedyś, w czasach które mało pamiętam, przy każdym szanującym się zakładzie pracy, działała biblioteka. Gdy owe zakłady zaczęto restrukturyzować lub likwidować, zabrakło miejsca na książki – lądowały na śmietniku, w kontenerach lub w akcie łaski, wystawiane były w zakładowej portierni na widok publiczny, gdzie z nadzieją czekały aż któryś z pracowników przygarnie je w akcie łaski. Sama kiedyś znalazłam się na takiej portierni. Uratowałam tyle, ile weszło do turystycznego plecaka. Za mało… Tak – jestem książkowym zbieraczem, chomikiem. Boli mnie widok zdewastowanych książek. Rodzina twierdzi, że to uzależnienie i z przerażeniem obserwuje, kolejne egzemplarze pojawiające się na półkach, regałach, podłodze… Ile ich jest? Nie wiem, nigdy nie policzyłam. Wiem jedno – dają mi poczucie szczęścia.
Ja najbardziej lubię dawać ludziom książki, jeśli bardzo, bardzo chcą je mieć. Tak cieszy , gdy ktoś chce czytać…Uściski, Justynko!