Zdawał go od dziesięciu lat, odkąd nasz świat musiał się zmienić. Widziałam, jak tężał, gdy czas-jak cebula- obierał nas z bliskich. Patrzyłam jak rośnie, i jak rozwija się jego bujna wyobraźnia, kołysana wcześniejszymi bajkami czytanymi na dobranoc. Był moim małym syneczkiem, któremu kupowałam coraz dłuższe spodnie i większe buty.

Matejko.

Kto wymyślił to imię? Dlaczego? Nie pamiętam szczegółów tej historii, ale wiem, że wspaniale oddaje to, co Mati zrobił z moim życiem. Namalował mi wspaniałe obrazy: pierwszy, kiedy maleńki pakunek przywieziony ze szpitala trzymam w rękach, uśmiecham do oka obiektywu szczęśliwego taty. Drugi, gdy idziemy do kościoła, już we czwórkę. Ona w granatowej sukieneczce, on w białym ubranku- wprost ze sklepu z chrzczonkami na Bema, o którym osiemnaście lat później zrobiłam radiową audycję. I my, jeszcze razem. Obraz, gdy wracał ze szkoły i od razu siadał do lekcji, tak bardzo chciał, żebym była z niego zadowolona. I późniejsze malunki, już poważniejsze, kiedy umierałam pisał mi obietnice, że wypełni mój świat swoją obecnością, będzie chodził ze mną na rower i spacer, szybko dorośnie, tylko musisz żyć, kocham cię mamo.

Syn.

Zamykam oczy i widzę: drobna twarz, stalowe oczy, długa grzywka, spadająca jak równy strumień wody. Delikatność w spojrzeniu, jakiś rodzaj nostalgii w owalu, przystojna, szczupła sylwetka dorastającego mężczyzny. Jaka szkoda, że nie może popatrzeć na niego mój tato, zachwycony nim od pierwszych dni, kiedy pojawił się w naszym domu. Czasami myślę, co mogliby robić razem, gdyby ten starszy pewnego dnia nie przeniósł się na drugą stronę? Może uczyliby się nawzajem uważności na siebie- on oglądania monet z kolekcji dziadka, tato- słuchania muzyki skomponowanej przez wnuczka.

Skarb.

Nadchodzi moment, w którym Mateusz opuści dom. Już powoli mierzy się z dorosłością, rozprostowuje skrzydła, a ja metaforycznie ubieram ten stan w poezję i przyglądam się z boku. Za kilka tygodni będą wyniki matur, ale wiesz, synu, że egzamin zdałeś celująco. Dorastałeś tak szybko, a w tym najważniejszym momencie, mruczący przyjaciel, Sylwester, twój kot- zwolnił ci miejsce na nową miłość, odszedł symbolicznie trzy kwadransem przed odebraniem świadectwa ukończenia szkoły. Przetarł ci szlak, który zawsze prowadzi od drzwi rodzinnego domu. Jestem pewna, że chciał ci pomóc ruszyć dalej, szeroko otworzyć drzwi w przyszłość. Idź śmiało. Skarb masz w sobie.

Szczęście.

To nie jest proste: urodzić, wychować i wypuścić w świat. Dla mnie to też egzamin dojrzałości, zdaję go po raz drugi, znowu nieudolnie, niedostatecznie. Wybieram z pamięci wszystkie obrazy nas razem, naszego „dobranoc” i dzień dobry, wspólnych książek i wyjazdów, mnie jako mamy, jego jako szczęścia, które zagościło w moim życiu. Mój syn, skarb, mój Matejko- idzie w dorosłość. Jestem taka dumna z jego wyborów i konsekwencji, talentów, pasji, przyjaciół, ale przede wszystkim z jego pięknej duszy, która zrodziła się we mnie.

Ruszaj, synu, czas płynie i wszystko zmienia. Ale coś pozostanie niezmienne- drzwi twego domu, piękno Sylwestra, gwiazdy, w których mieszka dziadek i babcia, twój pokój na piętrze i wdzięczność Bogu, że znalazł Ci miejsce pod moim sercem. Świat zaprasza w podróż, a mama zawsze czeka w domu z tym, czego nie znajdziesz w żadnym zakątku świata.

Z tej i z drugiej strony, kiedy przyjdzie czas rozstania, będę dmuchać w twoją grzywkę, żebyś poczuł, że mimo wszystko- nic się nie kończy, zwłaszcza miłość. Odgonię Twoje lęki, bo jestem twoją mamą.