Dzień kończy się szybko, a potem wpadam w ciszę zimowego popołudnia.
Jest niespieszna pora roku, lubię, bez względu na biel lub szarośc za oknem. Czekam na nią, zmęczona frywolnością letnio-wiosennych atrakcji, które nie pozwalają zostawać w domu. Teraz mam czas dla dokumentów i pamiętników, które wyciągam z dawnych szuflad swego taty.
Jest w nich nieznana przeszłość, pliki zdjęć bez opisu, kaligrafia drzewa genealogicznego multiplikowana wielokrotnie. Czułe zapiski ze szpitala, że przed operacją „zaśnie z naszym obrazem przed oczami”. Listy do mamy sprzed sześćdziesięciu lat. Nazwiska nauczycieli, którzy pracowali dawno temu, kroniki harcerskie, a wśród bibelotów kamera ósemka, którą kręcił filmy w tamtym wieku.
Układam te dokumenty, przeglądam, porządkuję. Cieszę się wolniejszym czasem, który spędzam w nowoczesnym gabinecie, dawnej bibliotece. Nie ma po niej ani śladu, nawet wspomnień, przeniosła się do innego pokoju, zmniejszyła, skurczyła, odmłodniała.
Tu kokoszą się zapiski Ludwika, mego taty. Mam plan, żeby dać im nowe życie, ale na razie pochłania mnie rodzina z drugiej strony gałęzi. Dziadek Antoni, ojciec mojej mamy, zapisał swoje życie w książce pod roboczym tytułem „To jest mój życiorys”. Przepisuję je niespiesznie, po dziesięc stron dziennie, bo dziadek opisał cały XX wiek w opasłym kształcie. Zanurzam się razem z nim w miniony czas i choć nie ma go już dwadzieścia pięć lat – ciągle czuję, jak do mnie mówi. Czytam głośno słowa, które w wieku siedemdziesięciu sześciu lat pisał mozolnie w swoim pamiętniku. Czuję, jak prowadzi mnie za rękę i przedstawia po kolei, swoją mamę, Marcyjannę, zmarłą młodo, Stefcię i Mietka, rodzeństwo, wywiezione na Sybir, a potem kolejno każdego z wujków i cioć, które już dobrze znam.
Przede mną podróż przez dwieście stron jego życia. Chcę je uporządkować, zanim świat zakocha się we wiośnie. I ja też!
Więc czaruję wieczór, który zaczyna się koło szesnastej: trwaj! Wsłuchuję się w miarowy puls dni i nocy z pamiętnika i w kojący widok świateł za oknem. W pewnym momencie swego życia dojrzewasz do tego, żeby wskoczyć w świat leżący w domowej szufladzie.
A oto fragment opowieści mego dziadka. Miłej lektury!
Urodziłem się 28 czerwca 1918 roku w Rozworach, gmina Rzekuń byłego powiatu Ostrołęka.
Podobno przyjechałem z Rosji, bo rodzice i dziadkowie byli ewakuowani w czasie wojny w 1914 roku, powrócili do kraju wiosną 1918; wszystkie budynki zastali spalone, więc poszli na pokomorne1. Rodzice i dziadkowie zamieszkali u państwa Ludwiczaków, bo oni mieli murowany dom i taki pozostał – bo ie był spalony.
To, co teraz napisałem, to mi opowiadała dziadek. Bo dziadek, kiedy już miałem 11 lat to mi wszystko opowiadał.
A teraz zaczyna się odbudowa gospodarstwa. Tata mój był bardzo pracowity, sam był majstrem, budował i po innych wsiach i swoje budynki wszystkie pobudował. Tylko dom był niewykończony, ale na wykończenie to trzeba było trochę pieniędzy zarobić. Więc zaraz przez drogę sąsiad- pan Kurpiewski chce, żeby mój tata zgodził się mu pobudować, bo i pieniądze były potrzebne na wykończenie tej swojej chałupy.
Ten Kurpiewski to był skąpy człowiek. Tatuś chciał jak najszybciej pobudować,ale ten mu mało dawał ludzi do pracy. Tata się denerwował. Ja tam tez się bawiłem tymi obrzynkami z drzewa, a tata bez przerwy krzyczał, żebym (szedł )2do domu. Ale ja tak dalej łażę, nie idę do domu.
Naraz tatuś z rusztowania hop! Zeskoczył i szerokim pasem wojskowym po dupie gołej , bo jak raz klapa u majtek była niezapięta. Jak zacząłem się drzeć to i mama jak raz po mnie przyleciała, ale i mamusi się jeszcze trochę dostało.
Tatę bolała bez przerwy głowa i taki nerwowy był.
Mamusia zawsze gadała, zęby pojechał do lekarza, ale na próżno, niechaj i tak. Na jesieni zabrał się za swoja izbę, najpierw poheblował wszystkie deski na sufit i podłogę i dopiero zabrał się za okna.
A ja bez przerwy się lubiałem bawić tam, gdzie tatuś robił, bo to różne obrzynki z desek (leżały), to sobie budowałem z tych obrzynków- a to stodołę, albo dom czy studnię. I tak bez przerwy łaziłem za tatusiem.
Aż to jednego razu, tatuś przerzynał deski na oblistwowanie3 okien i drzwi- to takie ukośne rżnięcia, podobnie jak jest robione w trumnie. Rok temu 4 zmarła babcia i leżała w tej trumnie, to ja się napatrzyłem na te ukośne rżnięcia i długo miałem je w pamięci.
Toteż jak tatuś robił te oblistwowanie do okien, to ja się go pytam: czy to będzie trumna?. A tato mi mówi, że to będzie do okien i do drzwi tez tak samo, musi być przyrżnięte i pokazał mi, gdzie to się przybija.
A mój tatuś to długo nie lubił z dziećmi gadać, bo to szkoda czasu, tylko pracować (trzeba). I był bardzo ostry. Mamusia to była bardzo łagodna, przyjemna dla każdego.
Dziadek mój nazywał się Myślak Franciszek, a babcia, już wtedy nieżyjąca, miała na imię Anna. Mieli tylko dwoje dzieci- syna Jana i córkę Marcyjannę5. Ta właśnie Marcyjanna to jest moja mama. A ten wujek Jan to wyjechał do Ameryki i tam podobno prowadził rozpustne życie i zginął.
To wszystko opisuję, co mi powiedział dziadek.
A teraz dalej, co mi dziadek opowiedział o ożenku mojej mamy- było wszystko opowiadane w tym czasie, co ja miałem jedenaście lat.
Jak mój tata zapoznał moją mamę, to był niebogaty chłopak z Grucel, parafii Troszyn. Dziadek dowiedziawszy się o tych komplementach, nie pozwalał mamie z nim towarzyszyć.
Bo on biedny chłopak, a ty jesteś jedna, masz 14 morgów6 ziemi, to jest gospodarka.
A kiedy jeszcze raz przyjechał się oświadczyć, to dziadek mu w oczy to powiedział, że „jesteś bez żadnego majątku”. Więc ten biedny chłopak prosi dziadka, żeby ona- właśnie moja mama- poczekała jeden rok, „bo ja pojadę do Ameryki i zarobię pieniędzy i dokupię ziemi”.
I zgodził się dziadek. I córka Marcyjanna- właśnie moja mama- tez się zgodziła.
Rok przeminął i ten biedny chłopak wraca z Ameryki z posagiem. I jak się bardzo dobrze złożyło, że dziedzic folwarku Przytuł Starych sprzedał ziemię chłopom i ten chłopak z Ameryki kupił siedem morgów ziemi.
Wtenczas dziadek pozwolił im, żeby się pobrali. Mieli już gospodarstwo 21 mórg ziemi – a to już było na czym pracować.
To wszystko działo się przed 1914 rokiem.
Kiedy wybuchła wojna i był tu na tym terenie front, to tych wszystkich ludzi z Rozwór i innych wiosek Rosjanie powyganiali do Rosji i nasi7 dziadkowie i moi rodzice też byli razem. Tak mi opowiadał dziadek, ze byli w miejscowości Homel i po czterech latach dopiero wrócili. To było w roku 1918 i mnie też przywieźli do Polski. Przyjechali- a tu wszystko spalone, zostało parę chałup, co były murowane z cegły. I dlatego musieli iść na pokomorne.
I tak na początku opisałem cała budowę mego taty. I tak, ze ten duży pokój, co mama chciała, żeby był na Boże Narodzenie wykończony- to był wykończony.
Tylko choroba nie ustępowała, tylko (były) coraz gorsze bóle głowy. Mama bez przerwy goniła, żeby pojechał do lekarza, ale nie chciał, taki był uparty.
Że to i tak przejdzie (mówił), ale jednak samo nie przechodziło.
I tak nareszcie nie wytrzymał boleści, bo 20 grudnia rano zmarł.
Wykończył duży pokój dla siebie na pogrzeb. Już na Boże Narodzenie był pochowany, mając lat 34. Mamusia mdlała, bo została z trojgoma8 sierotami. I z dziadkiem, który miał 76 lat.
Ja, najstarszy, miałem szósty rok, młodsza siostra trzy lata i najmłodszy Mieczysław roczek. Zaraz po śmierci tatusia dziadek, nienadający się prowadzić gospodarstwa, bo taki już wiek, godzi służącego. Ja raz dobry chłopak ze wsi, z Rozwór, Ulian Tomaszewski. Pracowity, nie rozpustny, wszystkiego dogląda dobrze. Dziadek zadowolony, ale zawsze do mamy gada, że służący to drogo kosztuje. Trzeba mu płacić dwieście złotych i całodzienne wyżywienie, robocze ubranie (sprawić), a on to i tak jak nie na swoim „i wiesz, ten rok jak przebędzie, a na drugi rok to i ta żałoba ci się skończy, to chyba musisz się żenić, bo jak sobie poradzisz z trójką małych dzieci? A ja już stary, niewiele ci mogę pomóc”
A mama na to dziadkowi” ale mnie, z trojgiem dzieci? Kto mnie złapie?”.A dziadek (odpowiada) mamusi „na taka gospodarkę to się znajdzie”.
No i ogłosił naszą mamusię do wydania. Bo to i nas służący pannę w Zabielu i się żeni. Na tę wiadomość, co się rozeszła w okolicy, że wdowa młoda z trojgiem dzieci, ale gospodarka ładna i wszystkie budynki nowe, dopiero pobudowane- szybko się znalazł chłopak młody, dopiero po wojsku, ze wsi Budne, parafia Kleczkowo.
Chłopak nawet i niebrzydki, ale i mamusia też była ładna. No, nawet się i dziadkowi spodobał. Tak wszystko dobrze idzie, tylko…ten chłopak znów biedny. Ale dziadek teraz go o majątek nie pyta, tylko mu przypomina, ze ma być dobrym ojcem dla tych dzieci. No i tak się te zmówiny zakończyły. Po tym roku żałoby, w karnawale, za rok po śmierci tatusia, mamusia wyszła za drugiego męża, który tez miał na imię Antoni, tak samo jak mój tatuś.
Tak minęła zima.
Kolejny piękny i wzruszający tekst. Niestety w dzisiejszej pogoni za czasem – zapomina się i nie sięga się na ogół do swoich korzeni a te są tak piękne i ciekawe. Sam kiedyś zacząłem szperać i budować drzewo moich przodków. Dotarłem do prawie 300 lat wstecz. Czekam na kolejne odcinki i kolejną tak ciekawą lekturę. Ciepłe pozdrowienia …
Pięknie pani piszę p. Dorotko, pozdrawiam czekam na więcej, pozdrawiam
Lomzynianka