Ostatnie maliny w tym roku. Zbieram je, rozcierając raz za razem dłonie. Jest zimno. Powinnam zgrabić liście, okopać róże, wysadzić ostatnie cebulki narcyzów, ale zamiast tego sycę się malinami. Zhardziały na zimnie, mają tylko trochę soku i są mniej słodkie, ale to dobrze, bo nie przeciekają przez palce i dają się dłużej żuć. Razem z nimi przeżuwam jesień, sprawdzam smak ostatniej mięty, tak bujnej w tym roku. Wyrywam kawałek tymianku, jest ostry, twardy, kaleczy mi wargę. Na działkach jest cicho i pusto, pan Antoni, Janek, Mirek zniknęli, samotna jest też altana moich sąsiadów, zostałam tu tylko z wiatrem i ostatnimi listkami na bezowocnej w tym roku jabłonce.
Liście-lecąc z niej- malowniczo zawieszają się na pnącej róży. Róże to ostatnie kwiaty, nic innego juz nie kwitnie. Delikatnośc łodyg kontra mroźne powietrze i zawsze na korzyść róż, czyż to nie jest nadziejotwórcze?
Ale nie myślę o nadziei, ten trudny rok jest jej pozbawiony. Mam wrażenie wchodzenia do głębokiego tunelu, w którym brakuje powietrza. Na świecie jest coraz ciaśniej, przez granice idą ludzie za lepszym życiem, myślę o nich – ubrana w grubą, miękką welurową bluzę. Pogoda wariuje, kurcząc i tak krótkie lato do dwóch miesięcy, bo przecież maj był chłodny, a sierpień deszczowy. Znikają przyjaciele z przeszłości, do Wojtka Ciwoniuka dołączył Piotr Kaniewski, obu zapalę świeczkę za kilka dni. W tym tunelu, w którym się znalazłam – niewiele mnie pociesza. Rozrzucam rzeczy z życia, i dziwię się, ze bez nich też można żyć. W tym czasie czyszczenia towarzyszy mi tylko Bóg, czule świecąc na wszystko, co zostawiam za sobą.
To dziwne, ze nagle nie potrzebujemy aż tylu rzeczy. Na przykład moja ogromna biblioteka: jest jak schron, przyjazny i bezpieczny. Żółty fotel przyjmuje malutkie i puchate ciałka kotów, które chcą być blisko. A skrzynia dziadka szumi jeszcze oceanem, po którym prąd powietrza wiódł ją do mitycznej Ameryki. W tej przestrzeni siedzę swoje ostatnie tygodnie, wącham kurz sprzed lat, czuję się dobrze. Na wiosnę moja biblioteka stanie się pokojem dla gości albo gabinetem, unowocześni się i zracjonalizuje, będę się na nowo uczyć miejsca, w którym tkwię ćwierć wieku. Wiem, że czeka mnie sporo rozstań z książkami i bibelotami, i juz teraz zadaję sobie pytanie – co zostawić? A może oddać wszystko, poza pamiętnikiem dla Natalii, zabawką mamy sprzed pięćdziesięciu lat, kilkoma wiecznymi piórami z nieistniejącego biurka mego taty?
Tak, będzie mi przykro. Ale to tylko chwila, bo wir życia uniesie mnie w „do przodu”, jak zawsze. Więc w tunelu uczę się wybrać to, co najwłaściwsze, pomocne i praktyczne. Zmianę zapoczątkowały schody, których już dawno nie ma.
.Na szczęście to, co istotne jest. Mogę wyliczyć na palcach jednej ręki rzeczy najpotrzebniejsze, reszta to drobiazgi. Dwa niezbędne telefony do dzieci, myśl, ze jest tylu kochanych, którzy ślą mi ciepłe myśli. Duża rodzina, milczący bracia, którzy wiem, że też są. Cztery najcieplejsze ściany świata, do których wracam, bez względu na to, co i jak mieszczą. Nieśmiałe mruczenie moich kotów, było ich w życiu wiele. Trzeźwy umysł, wysmagany słowami z książek, przyjacielski. Oby nigdy nie stał się obcy. Słońce za oknem, łagodzące niepokój duszy. Bóg, niosący wiarę i miłość, który obiecuje szukać zagubionej nadziei razem ze mną.
Tyle i tylko tyle- myślę, patrząc na amarant płatków ostatniej róży. W ogrodzie już prawdziwa jesień, a ona maluje świat, w którym nadzieja też zgasła do wiosny. Bohaterka, nie bojąca się zimna i mrozu.
Odkładam sekator, niech zaśnie sama i śni nieprzerwanym snem. Chcę być tak silna jak ona.