A gdyby tak cofnąć się w czasie, do mroźnego lutego sprzed lat, kogo bym tam znalazła?
Myślałam o tym, patrząc na dziewczęce rysy mojej córki. Przyjechała na urodziny i – została na dłużej. Wniosła w moje życie bałagan i radość; znajdowałam ją w swoim łóżku, samochodzie, na krzesełku obok w kawiarni, szła ze mną do sklepu i na nagrania, czekała cierpliwie aż wrócę i będę miała wreszcie czas dla niej. Moja córka, moja duma, piękniejsza strona mnie. Byłyśmy ze sobą przez trzy długie tygodnie, codziennie, jak dawniej, planując wspólne poranki, popołudnia i wieczory. W tym czasie nagrywałam rozmówców do radia, przygotowywałam reportaże, prowadziłam programy, umawiałam gości i montowałam nagrania, bywałam w teatrze i galeriach, na zebraniach i pomiędzy piosenkami. Wszystko z rozpędu, żeby zdążyć, z właściwą sobie nonszalancją, w biegu. Podskórnie czułam upływ czasu, ale lutowe dni były coraz dłuższe, pogodniejsze, smaczne do smakowania. Zwłaszcza, że byłyśmy razem.
Dopiero dziś zobaczyłam, że zaraz wszystko się skończy, każda z nas wróci na swoje miejsce, zostaną nam telefony i messendżer, krótkie wiadomości i wysyłane serduszka. Kiedy stała obok mnie, a z głośnika płynęły słowa Ewangelii o wybaczeniu, dotknęłam jej ręki. Była ciepła i delikatna, jak dłoń trzynastoletniej dziewczynki z tamtego czasu. Głaskałam ją, czując rozlewające się w środku gorąco, że jest obok mnie, od zawsze i na zawsze, mądra, dzielna, piękna i moja. Moja? A może nasza? Przypomniałam sobie, jak na nią czekał, a potem kładł na sobie i kołysał, żeby zasnęła. Jak czytał jej książki, zabawnie naśladując Kłapouchego. I jeździł z nią na rolkach czy wcześniej uczył trzymania pionu na rowerze. Natalia stała teraz obok mnie, wysoka jak on, z jego spojrzeniem i kolorem oczu. Bóg mówił o trudnej miłości, o kochaniu nieprzyjaciela i wybaczaniu, a my, w ostatniej ławce trzymałyśmy się za ręce.
(….)
Czas spędzonego wspólnie miesiąca był jak szalone wakacje. Byłyśmy wszędzie razem- na byle jakim spektaklu i niesamowitym filmie Parasite, na wielu kawach w środku rozpędzonego dnia i miasta, pożegnaniu mego przyjaciela i karnawałowych ostatkach. Na koncercie, wśród dziesiątek tysięcy ludzi i spacerze, ciemną nocą, po parku. Był wyjazd do Krynek, żeby zobaczyć śnieg i do babci, jak zawsze na nieskończenie dobre naleśniki. Widziałyśmy marmurowy chłód płyty w nowym domu moich rodziców i czułyśmy ciepło kołdry, pod którą leżałyśmy rano.
Czekam teraz na nią, patrząc w okno. W powietrzu wirują grube płatki śniegu, jest czwartkowe, jasne jeszcze popołudnie. Jutro o tej porze będzie w chmurach, a ja zajrzę do jej pokoiku nad moją głową teraz.
Rozstania są jak mała śmierć.
Tak bym chciała, żeby nasza mądra i piękna córka była bliżej, mogła przyjeżdżać na obiad do swego rodzinnego domu, częściej widzieć się ze swoimi najważniejszymi mężczyznami życia, a przede wszystkim mną. Wymyślam świat, w którym jest nie tylko po drugiej stronie kabla w telefonie, ale po drugiej stronie ulicy, mogę ją przytulić, kiedy zapragnę i zaprosić na popołudniowy spacer.
Wysyłam w górę pragnienie, żeby była tuż obok i wierzę, że już niedługo. Ale na razie pokój jest sterylnie pusty, dom cichy i chłodny, mimo, że właśnie wierci mnie promień słońca w plecy. Jej dom w Londynie zacznie za chwilę żyć nią. Podleje osierocone przez miesiąc kwiaty, rozłoży się wygodnie na łóżku i pewnie zacznie czytać ten tekst, w którym niezbornie próbuję zatrzymać łzy.
Uspokajam się, że dałam jej wszystko, co potrzebne w podjęciu decyzji. Moja córka jest mądra i dzielna, piękna i dobra. Ma dwa dołeczki w policzkach, kiedy się uśmiecha, szybkość w podejmowaniu dobrych decyzji, czułość wobec słabszych, szlachetną urodę, rozbrajający uśmiech, wszechstronny ogląd świata i duszę skąpaną w Bogu.
Już niedługo na mojej działce wzejdą kwiaty, które mi podarowała. Wierzę, że wkrótce zetnę je i zaniosę do wazonu w jej mieszkaniu.
Wybaczam sobie niecierpliwość i czekam, aż zamieszka tak blisko, że oddechem ociepli pustkę po czasie, kiedy byłyśmy za daleko od siebie.
Natusiu, wszystko tu tęskni do Ciebie. Wracaj, córciu, do domu.
Dziecko musi wiedzieć, że mama czeka. Tak oczywiste rzeczy są nieraz bardzo nieoczywiste. Wróci prędzej niż się Pani wydaje. Ale to musi być jej decyzja, wtedy będzie z nią bardzo szczęśliwa. Wiem to z doświadczenia. A doleczki ma nieziemskie 😉 Pozdrawiam gorąco.
Megi, wiem, czekam w przyczajeniu. Dołeczki są po mnie 🙂
Popłakałam się. To opowieść O mnie i mojej córce.
Violu, nasze dziewczynki są podobne: samodzielne, mądre, młode i odważne. Dałyśmy im wszystko, co można dać przyjaciółce. Reszta należy do nich 🙂