Poniedziałkowy poranek zaczynał się spokojnie, tak jak powinien. Bomba wybuchła dopiero przed południem. Ktoś włamał się na konto, ukradł dostęp do facebooka, zmienił mejl i nic nie dało się już z tym zrobić.
Pierwsze uczucie- niedowierzanie. Potem złość i paleta odcieni od bezradności po rozpacz i pustkę. Tak bardzo związałam się z drugim światem, że nie dałam rady spokojnie przeżyć popołudnia, wciąż próbując naprawić swoje życie w wirtualu.
Nawet nie wiedziałam, że to takie ważne. Zostawiamy cząstkę siebie w dzieciach i pracy, bezszelestnie robiąc to, co nam nakazane. Ale pochłania też płaska powierzchnia internetu. Dopiero jakiś nieoczekiwany moment wytrąca nas z tej niebezpiecznej przestrzeni i każe na nowo spojrzeć na życie. Dobrze, że tylko taki. Oby tylko taki.
Jest piątek, mgła za oknem, ciepła muzyka w głośniku. Poranek bez scrollowania życia i upodobań innych. Cudowny (jednak) detoks od powierzchownych zdjęć, wpisów i komentarzy, zanurzenie w ciemny jeszcze świt nowego dnia. Snucie planów na kulturalne popołudnie i rozkoszna cisza, gdy nie budzi dźwięk messendżera, komunikujący obecność innych ludzi obok. Szukanie pomysłu na kontakt z naprawdę najważniejszymi. Zapraszająca do zajrzenia barykada książek przy łózku, dla której zawsze za mało czasu. I to wrażenie przywróconych proporcji, gdzie nie trzeba schlebiać gustom innych ludzi, wrzucając ładne zdjęcia, pisząc mądre teksty, zapraszając do kontaktu znudzonych nadmiarem wirtualnych znajomych.
Z każdym dniem coraz bardziej nie brakuje mi mojego drugiego świata. Jeszcze tylko czasem pojawia się ciekawość, kto napisał, gdy widzę, że pod moim zdjęciem puchnie ilość niewidocznych komentarzy, prób kontaktu, wpisów. Dziś przekroczyły sto, a ja na zdjęciu uśmiecham się jasno i pogodnie nic sobie z tego nie robiąc.
Świat bez facebooka może i jest uboższy, ale to tak jak z zapominaniem telefonu. Kiedy uświadamiamy sobie, że został w domu na długie godziny, wyobrażamy sobie, że umyka nam jakaś niesamowita okazja, coś nagłego nas przeoczy lub ominie. No i te projektowane telefony, kto może do nas napisać, z jak niesamowicie ważnymi problemami.
A potem wracamy po pracy – a na wyświetlaczu są tylko drobne sprawy, o których zapomina się, jak o wczorajszych niusach prasowych. Czy macie tak samo?
Więc jestem w świecie pojedynczym i prostszym. Już zapomniałam jak się w nim żyje i jakie to może być przyjemne. Dostałam szansę od rosyjskiego hakera ponownie czerpać radość z poranka bez monitora.
I tak nasi wrogowie stają się naszymi sprzymierzeńcami. Dobrego dnia!