Dziś są Twoje urodziny. Obudziłam się wcześniej, szłam do pracy myśląc o Tobie, świt rozlewał się szybko, natarczywie. Ostatecznie jest lato, pomyślałam, można pospać dłużej, poczekasz. Wir soboty wkręcił mnie natychmiast, przynosząc nowe nagrania, rozmowy i montowanie, czyszczenie słów dla radia, jakby to ono było czymś wyjątkowym w tym chaosie niedomontowanych dni. Radio domagało się moich rąk, posłusznych na klawiaturze, zaznaczających każdą myśl poboczną, źle wypowiedzianą, gorszą. Chlast, robiłam cięcie za cięciem, gładziłam obce słowa, przycinałam i wygładzałam. Pewnie czekałaś. Myślałam o długim dniu, zawsze Twoim, który teraz należał do mnie i do systemu montażowego. I rozmówców z imprez, które obsługuję od lat, posłuszna rytmowi rytmicznego biegu na kolejne nagrania.
Południe grzało prawdziwym latem. Minęłam nieśpiesznie pijących kawę w centrum miasta, nasz stolik też był zajęty, omiotłam go lekko, jakby w nadziei, że będziesz. Dojechałam do domu, ale musiałam nagle się położyć, nauczona szybkiego odpoczynku, zamknęłam oczy. Potem– pomyślałam, choć dziś Twoje urodziny i zawsze miałam już za sobą sentymentalne życzenia, moje wzruszenie i Twoje łzy. Zawsze byłaś jedyna w tym dniu, dwudziestego drugiego sierpnia, pierwsza, do której dzwoniłam lub jechałam. Ale teraz pochłaniała mnie paszcza wyczekiwanego snu, króciutkiego jak zimowe dni. Spałam przez kwadrans, zbudził mnie warkot budzika i Twoje radio, które zabrałam z domu cztery lata temu.
Czy robiłam coś wyjątkowego? Myślę, że tym pytaniem usensowiłabyś moje zmęczenie. Dałabyś mi azyl, do schowania przed kolejnym, po co tak ciężko pracuję, dla kogo to wszystko, jaki jest cel tego nieustannego wygładzania zmarszczek na słowach moich rozmówców. Tak, wszystko stało się wyjątkowe w moim pogmatwanym życiu, nie umiem zrezygnować z rzeczy i spraw, obrastam w nie, kryję się w zadaniach, jakie stawiam przed sobą, w gładko wymontowanych rozmowach, relacjach, reportażach, audycjach. Stały się tak ważne, żeby można było nimi zasypać brak, tę dziurę która mnie pochłania. Więc tak, pielęgnowałam swój dół, wrzucałam tam już wieczorny czas, wiedząc, ze muszę złożyć Ci życzenia. Układałam zmontowane nagrania, zamiast układać Ci listę rzeczy do spełnienia. Wiesz sama, że nieważnych i niemożliwych. Robiłam to tak długo, aż wreszcie przyszła noc.
Więc dziś są Twoje urodziny, muszę poczekać jeszcze kilka minut, żeby zakończył się ten dzień. Dzień bez życzeń, bez kwiatów i bez Ciebie. Dzień z brakiem, który dziś jest jeszcze dotkliwszy, nie do zasypania, choć przecież pracowałam pilnie, przez cały dzień, aż do zawrotów głowy. Brak jest cierpliwy, zaprasza mnie do łóżka. Brak przypomina o lekarzu, gdy znowu drapię do krwi ręce i o tym, że sama muszę nauczyć się robić idealne gołąbki. Brak jest bez dna, pożera wszystko, co mu wrzucam, w nadziei, że odda mi Ciebie.
Odkąd zniknęłaś- brak zajął Twoje miejsce i już chyba powinnam pisać o nim z wielkiej litery, uczłowieczyć go, przygarnąć, pokochać. Żyje ze mną cztery lata i chce świętować każde Twoje święto.
Mamo.
Tak się nasunęło…
A pozwól im
Przekręcać śrubki
Jakby nastawiali nie te zdania
Pobaw się
W czułego obserwatora
Ich nieprecyzyjnych trybów
Lecz nie przydającego
Niewysłowionym
Tęsknej mowy
Zrób pauzę
W święcie spotkania