Gosia mieszkała najbardziej malowniczo. Na niewielkim wzgórzu, w dodatku z najlepszą perspektywą na nasze oba domy- mój po lewej, Magdy po prawej stronie. Nigdy nie patrzyłyśmy jednak przez okno, w poszukiwaniu swoich mieszkań, bo -nie wpadło nam to do głowy. Spędzałyśmy ze sobą dużo czasu, razem chodziłyśmy najpierw do czwartej klasy (to z Madzią), potem już we trzy do szóstej. Zdjęć z tamtego czasu też mamy niewiele, ot, trzy czy cztery grupowe, robione co roku przez zawodowego fotografa w szkole.
Ale pamiętam je obie doskonale. Gosia była małą pyzą, miała pełne policzki, zaraźliwy uśmiech i proste, jak wyprasowane na prostownicy włosy. Patrzyłam na nią z zazdrością, bo wokół niej gromadzili się, wzdychając, chłopcy, za którymi i ja szalałam. Madzia była z lepszego świata, rodzice – wzięci lekarze, wyjeżdżali na zagraniczne wyjazdy i finansowali dzieciom unikalne (nikt inny z moich znajomych tego nie robił) zajęcia nauki języka angielskiego. I wreszcie ja, szczupła, zakompleksiona blondynka, z szarym zeszytem, w którym pisałam swoją pierwszą książkę.
Połączyła nas jedna klasa. Najpierw zaprzyjaźniłam się z Magdą, miałyśmy wtedy dziesięć lat. Madzia miała w domu pianino, i obraz samej siebie namalowany przez nieznanego mi malarza. Wyglądała na nim szykownie, a sam portret stał się tak silnym bodźcem, że po latach, gdy urodziła się moja córka, też zamówiłam u Kazimierza Jurgielańca malowidło Natalii.
Gosia pojawiła się nieco później, nie pamiętam dokładnie, ale musiała zrobić swoim przyjściem piorunujące wrażenie, bo natychmiast stała się ulubienicą wszystkich. Także moją. Mieszkałyśmy blisko siebie, ona na Prusa, ja przy Bema. Lubiłam zaglądać do jej pachnącego ciastem domu, w którym było pełno dzieci. Gosia była piękną dziewczyną. Odważną i bezceremonialną wobec kolegów- licznych wzdychaczy. Jeśli któryś nie pasował, musiał dać jej spokój.
Madzia i Gosia szczelnie wypełniały mój podstawówkowy czas. Spotykałam się z nimi na zmianę. Z Magdą tworzyłam grupę DAM-y, gdzie była jeszcze Ania. Eleganckie i wytworne. Z Gosią i jej satelitami chadzałyśmy na spacery na strzelnicę, na lody do blaszaka i na huśtawki na pustym wtedy jeszcze placyku pod blokiem.
Wydaje mi się, że to ja byłam łącznikiem obu dziewczyn. Byłyśmy razem w klasie, ale moja przyjaźń z jedną i druga – była osobna.
Nasze drogi rozchodziły się i schodziły. Magda w liceum wyjechała do Białegostoku. Było mi tak bardzo przykro, że nie będzie już jej domu z książkami, które wypożyczała mi w systemie bibliotecznym: „Przeczytasz pierwszy tom „Przeminęło z wiatrem„, przyjdź po drugi”- mówiła, a ja z wypiekami doczytywałam ostatnie strony przed 20-tą i biegłam na Moniuszki, żeby mieć co czytać w nocy. Żal mi było jej eleganckiego domu i wiernej obecności podczas mojego zmagania się z opisywaniem przygód Kajmana. Wyjechała, ale bywałyśmy u siebie. Pisałyśmy długie listy, dzwoniły i myślały o sobie.
Pewnie dlatego zdałam na studia do Białegostoku, żeby być bliżej niej, ale dorosły czas zajął nasze dziecięce marzenia. Zresztą- obie byłyśmy już w innym miejscu: pierwsze miłości, potem poważne życie. Dzieci. Świat nie patyczkował się z naszymi wspomnieniami. Tylko czasem szuflada przywoływała, żeby przewietrzyć nasze dziecięce listy. Po kilku latach połączyła nas wspólnota losu, gdy zostałyśmy sam na sam z pogorzeliskiem. Najpierw podnosiła się Madzia, potem ja. Znowu byłyśmy blisko siebie.
Historia z Gosią przerwała się na krótką chwilę, gdy poszłyśmy do oddzielnych szkół średnich. Ja jeździłam na Bernatowicza, ona została na Alei Legionów. Była duszą towarzystwa, miała nowe koleżanki. I kolegów. Tak, ci nigdy jej nie opuszczali. Gosia to piękna dziewczyna.
Właściwie z Gosią nigdy się nie rozstałam. Zwierzałyśmy się sobie z nieudanych miłości, głupich, młodzieńczych decyzji. Znałam jej braci i siostrę, tajemnice, marzenia, fobie i smutki. Tak się cieszyłam, gdy po kilku latach szła moją, teatralną drogą. Recytatorka, aktorka- łykała książki i uwielbiałyśmy o nich rozmawiać (pomiędzy opowieściami o chłopakach, którzy nam się podobali). Kiedy Gosia wyjechała do Anglii, pilnowałyśmy, żeby listy szły regularnie. A te miały po kilkanaście stron. Był w nich już David i Charlie, angielski ogród, herbatka u królowej i dużo tęsknoty.
To od Gosi dostałam kwiaty, gdy dowiedziała się, że straciłam dziecko. I to ona zabrała mnie na wakacje, gdy straciłam męża. Była mi siostrą, chusteczką, nożem do odcinania sznura. Była moją przyjaciółką. Wyciągała mnie z nieistnienia i bezczasu. To ona sprawiła, że moje dzieci pokochały Southampton, fish and chips, londyńskie zaułki i słoną czekoladę reeses. Natalia stała się córką nas obu, ja myślę o niej tu, Gosia dba- tam. Pomiędzy jest druga ciocia- Madzia. Zawsze kupuje jej najpiękniejsze dodatki, których Natalia nie zdejmuje z szyi. Stałyśmy się wszechmatką, prawie prapoczątkiem.
Obie dziewczyny są moimi skarbami- jesteśmy blisko siebie, a od tego roku postanowiłyśmy celebrować naszą znajomość wspólnie. Bergamo, miasto pięknych ogrodów przyjęło nas w początkach października. Było ciepło, pachniało latem, świat skrzył się w słońcu. Cieszyłyśmy się sobą.
Trzy dni spacerów po tej zielonej krainie i niezapomniane chwile podczas celebracji fotograficznej. Jak się ustawić, żeby nie było zmarszczek? Oto prezentacja:
Bergamo to był też czas piękna. Nigdy nie widziałam tak niezwykłego miejsca, góra starego miasta układała się w jeden wielki i cudowny ogród. Byłyśmy dziewczynami sprzed czterdziestu lat, wygłupiałyśmy się robiąc fotki przy co ładniejszych posesjach. Wyobrażałyśmy sobie, że kolejka wwozi nas na szczyt naszych marzeń, a ten przystojny Włoch, który przerywał nam bilety wejścia do niej – zaraz zaprosi nas na espresso…
Niestety, a może na szczęście- nikt nam nie przeszkadzał w celebrowaniu święta bycia razem. Nawet dinozaur nie dał się sprowokować.
Zamieszkałyśmy w starym zamku, a abnegacki właściciel, Andrea, jak prawdziwy Włoch, nawet nie poinformował nas, że w nim straszy. Przez chwilę byłyśmy nawet przerażone, ale butelka prosecco zrobiła swoje.
Dlaczego o tym piszę? Co może obchodzić długa przyjaźń Magdy, Gosi i Doroty kogoś, kto tu zagląda?
Odpowiedź jest prosta. W tym naszym krótkim czasie na ziemi mamy do dyspozycji niewiele rzeczy. Zawodną miłość, kapryśne zdrowie, nietrwałą pracę. Jest jeszcze coś -to przyjaźń. Przywiązanie do kogoś, serdeczność spotkań, wymiana kilku zdań na messengerze. Telefony i listy. Pamięć i ciepło. Pomocna dłoń w potrzebie. Akceptacja, zrozumienie, wierność.
Magda i Gosia- moje przyjaciółki na wiosnę, lato i rychłą jesień. Gdy przyjdzie zima, pożegnamy się słowami- do zobaczenia.
A po drugiej stronie chmur – znowu będziemy pić cappucino, wsuwać krewetki i śmiać się ze zdjęć, gdzie mamy drugą brodę i zmarszczki.
No, chyba, że Bóg zrobi z nas lepszy, bo młodszy model. O co bardzo serdecznie poprosimy!
A Ty? Przypomnij sobie przyjaciela sprzed lat. Może on też za Tobą tęskni?
Powodzenia!
Łezka się w oku kręci. Pozazdrościć takiej przyjaźni. Ile razy oglądam film „Lejdis” tęsknię za taką babską przyjaźnią. Nie miałam tyle szczęścia. Moje koleżanki szkolne, chociaż wydawało mi się, że jednak przyjaciółki odstawiły mnie na bok kiedy uczyłam się w zawodówce. Nie pasowałam intelektualnie do moich koleżanek – licealistek. A kiedy już w pracy poznałam Olę i zaczęłyśmy budować naszą przyjaźń – jej odejście nas rozdzieliło. Jest w naszej pamięci powtarzając codziennie jej imię wołając nasza córkę 🙂
Kasiu! To rzeczywiście niezwykłe, co nam się przytrafiło. Wielka w tym zasługa Opatrzności, że postawiła nas obok siebie, ale i my dbałyśmy o przyjaźń. Wiem, że to- obok naszych dzieci- jest najważniejsze w życiu. Przyjaźń jest czymś niezwykłym!
Dorotko, zabrakło mi słów…. chciałem coś napisać i nagle …. pusta głowa… Dzięki za ten tekst. Pozdrawiam Cię. Dobroci…
Piękna opowieśc, prawdziwa.przyniosla mi ogromny smutek. Moje przyjaciolki nie syjw od kilku lat. Ta najprawdziwsza szkolna i studencka przyjaźń nie ma jus kontynuacji. Najpierw odeszla Zosia. Wychodzac z pracy, upadła. Serce odmowilo współpracy. Po kilku latach odeszła Bogna. Rak zaatakował z ogromna siłą. Zostalam sama ze wspomnieniami o najfajniejszym czasie w naszym życiu. Tyle spraw byoo jeszcze do przegadania…
Haniu, podświadomie zrozumiałam,że trzeba cieszyć się życiem, że wszystko szybko mija. Namówiłam dziewczyny, będziemy spotykać się częściej. Może nie masz wokół siebie tych z najdawniejszych lat, ale przecież są inni. Prawda? Także ja :-)Polecam się