Zapach grilla unosił się w powietrzu rozgrzanym majowym słońcem. Było to dziwne, bo krzątanina przygrillowa odbywała się tuż obok mojego domku. Sąsiedni stał pusty przez dwa lata. Czyżby udało się? Sąsiad próbował sprzedać zarośniętą drzewami działkę, przez kilka miesięcy doprowadzał do porządku najpierw ją, a potem ludzi, którzy kręcili z niedowierzaniem głowami. „Dziesięć tysięcy? Oszalał pan”- krzywili się na widok rozwalonego stelaża szklarni, spróchniałej werandy, dzikiej mirabelki, zarośniętych kwiatowych alei. Katem oka obserwowałam, jak wycina rosnące wszędzie krzaki malin, przycina trawkę, a potem przyprowadza kolejnych i kolejnych kapryszących klientów. Ta działka naprawdę była piękna: dzika, zacieniona, z pysznymi jeżynami, z morzem wiosennych krokusów. Piękna i pusta stała w środku wymuskanych domków ogrodniczych okolonych zieloną trawą i roślinkami ozdobnymi, gdzie żaden mech ani perz nie miałby szans. Czasami myślałam, że jestem Mary z „Tajemniczego ogrodu”, zaglądałam tam, żeby sfotografować się wśród kwitnących kwiatów i drzew.

 

Aż tu nagle zapach grilla. I to tuż obok. Krzątali się tam pan i pani, a starsza dama siedziała w kapeluszu pod obficie kwitnącą dziką różą. Moi sąsiedzi. Piekli kiełbaski i głośno się śmiali. Dziki domek nabrał życia, a świat dookoła owinął znany zapach palącej się skórki mięsa. Podlewałam swoje róże, często łypiąc w bok. Znałam tę radość, kiedy nagle kawałek ziemi staje się własnością. Gdy ścinasz do wazonu swoje piwonie, a wszystkie truskawki z grządki wyrosły na twojej ziemi. Kiedy trawa , na której leżysz pachnie tylko dla ciebie! Starsza pani często podnosiła głowę do góry, żeby popatrzeć przez gałęzie rozłożystej jabłoni. Przypominała mi mamę,  jej chwilowe zatrzymania na działce, kiedy usiadła, żeby odpocząć. Powietrze rozrzedzał nadchodzący wieczór, ale ciągle jeszcze było parno.

Dzień dobry– zawołałam, gdy połowa działki z drugiej strony była już podlana. Odpowiedzieli z uśmiechem, podchodząc bliżej. Witam sąsiadkę– uśmiechnął się chłopak, którego imienia nie zapamiętałam. Przeskoczył krzaki jeżyn, uścisnął mi rękę i, mokrą, szybko wytarł w krótkie spodenki. Szukaliśmy, szukali i znaleźli-zawołała pani spod drzewka. A gospodyni zawołała „Może zje pani kawałek karkóweczki?”

I tak przestałam być nowa na działkach. Sąsiedztwo zostało nawiązane i przypieczętowane tradycyjnym łykiem piwa.

 

Grill rozpalali codziennie. Nieśpiesznie przywozili na działkę najpotrzebniejsze narzędzia i nadawali trzystu metrom swój ton. Patrzyłam na nich jak na samą siebie, bo radość z własnej ziemi zawsze jest ta sama. Otwierali szeroko okienka w drewnianym domku z maciupką werandą. Kosili odrosty malin, wykopywali samosiewki. Starsza pani, dotychczas uwięziona na metrowym balkonie w centrum miasta mocno wdychała powietrze i kwiaty. To dla niej ta działka-powiedziała któregoś dnia gospodyni- nie mogłam patrzeć, jak mama męczy się patrząc przez okno na wiosnę. Chłopak towarzyszył im każdego dnia, śmieli się, żartując z pomysłów na upiększenie rozpadającego się domeczku. Byli rodziną i cudownie patrzyło się na ten zgodny organizm wielopokoleniowy. Taki rzadki i taki zgodny. Marzyłam o tym, że ja też i moi bliscy, i moja mama jesteśmy razem w otoczeniu sadzonek pomidorów, w cieniu papierówki, w zapachu różowej róży, która czarowała świat swoim wyglądem

Któregoś dnia, gdy przyszłam na działkę, podbiegł do mnie pan Janek. Byłem u sąsiadów-powiedział- niech pani nie oddaje sita. Powiedzieli, żeby zostało u pani. Sito było pozostałością po poprzednim właścicielu, wypożyczył mi je do przesiewania kompostownika i od razu spodobało się panu Jankowi. Takie grube oczka- zachwalał, oglądając je z zaciekawieniem mężczyzny, który trafia wreszcie na właściwą kobietę. Sita używałam tylko raz a i to niezbornie, było ciężkie, jak ziemia, którą próbowałam przez nie przesypać.

 

Upał, który przelewał się przez Polskę, nie pozwalał na żadne długie prace w ogródku. Powietrze rozgrzane słońcem dusiło, gdy zbyt długo pieliłam grządki, podwiązywałam powojniki, spulchniałam ziemię przy sadzonkach. To był prezent dla wszystkich, którzy chcieli odpocząć- na trawie pod parasolem, przy zimnym piwie, ze znajomymi. W samotności, na rowerze. Pod gruszą. Życie zaczynało się pod wieczór, komary i meszki polowały na ludzi, a ludzie na odrobinę oddechu. Sąsiad Antoni naprzeciwko mnie przychodził tylko na chwilę, sąsiadkę z małymi dziećmi z drugiej strony widywałam tylko w soboty, zawsze skupioną na pracy. Zawsze milczącą. A oni byli codziennie, za każdym razem z tą samą radością zaczynali oswajanie dwóch rabat, kawałka trawy, cienia pod drzewem. Nie burzyłam tej pogody żadnym zbędnym słowem. Ale któregoś razu, gdy wieczorem wsiadałam na rower, żeby wrócić do domu, pani podeszła do nieistniejącej bramki i zatrzymała się na chwilę.

„Czy mogę o coś zapytać?- uśmiechnęła się, pocierając przybrudzoną rękawicą mokre czoło. Meszki atakowały zawzięcie. Było u mnie kilka osób z działki, i gubię się w tych zależnościach kto kogo nie lubi i za co”. Dobrze pamiętałam swój początek i przestrogi: od tamtej nie brać roślin, na tego uważać, bo plotkuje. Tamten nienawidzi wszystkich i często donosi do prezesa. A ta, o ta to niszczy wszystko, podlewa żrącą substancją, popaliła mi nie tylko trawę ale i liście. Dziadek, ten zza płotu ma dziewięćdziesiąt dwa lata, ale za pieniądze przekopie pani działkę, chytrus jeden. A ten znowu posadził ziemniaki i zaraza na pomidorach -znowu murowana.

 

Uśmiechnęłam się. Wszyscy są bardzo mili, powiedziałam, ale osobno. Proszę na siebie uważać i być jak najdalej od działkowych antypatii. Największy wróg wszystkich, sąsiadka z przekątnej działki sadziła ze mną czosnek i pomagała wyrywać upiorny chwast spod hortensji.

Sąsiadka gospodyni westchnęła. „Wszędzie to samo. Nawet pani się dostało”. A co o mnie mówią?- zapytałam z ciekawością.

„O pani? Że jest pani naszą działkową celebrytką”

Spojrzałam na swoje przybrudzone kolana z dumą. Na ręce, z ciemnymi pasami po wygrzebywaniu mleczy ze świeżo zasadzonej trawy. Poczułam słony smak potu na spieczonych ustach, wyobraziłam sobie potargane włosy i sukienkę, wygodną na rower, której do elegancji daleko. I poczułam się prawdziwą gwiazdą.