Portugalia- jak imię niezwykłej dziewczyny. Kraj to prostokąt na mapie, rozłożysty jak kolorowy kogucik, symbol tego najstarszego kawałka Europy. Różnorodny i niesamowity: w miejscu, w którym jestem zderzają się trzy prądy powietrza, więc do gorącej aury dochodzi też przenikliwy wiatr znad oceanu. Wyje mocno, zawodzi, rozwiewa fryzury i myśli. Kilka kilometrów dalej od Cascais, w górę lub dół mapy, blednie, jakby wiedział, że tam jest coś więcej. Jakoś piękniej. Ot, choćby Lizbona. Z żółtymi tramwajami linii 28, na których wieszają się roześmiani turyści. Czasami ma się wrażenie nierealności, gdy żółty jak słońce tramwaj wyjeżdża z ciasnej uliczki, dzwoni przenikliwie, głośno. Jakby kadr z wszechobecnych kartek pocztowych nagle się urzeczywistnił. Żółty tramwaj jedzie jak malutki parowozik z dawnych czasów.
A przecież jest XXI wiek i za moment nad nim pojawią się powietrzne taksówki. Prawie takie same jak tuk –tuki, które na razie po tej pofałdowanej ziemi wiozą rozleniwionych słońcem turystów.
Lizbona, a potem także Sintra jest pełna kapeluszy, ciekawskich par oczu, aparatów fotograficznych. Przyjeżdża tu cały świat, Francuzi i Włosi, Anglicy i Amerykanie- gdzieniegdzie słychać też język polski. Przybysze cykają fotki, świat zalewają gigatony zdjęć zabytków, kamieni, ludzie sa wszędzie, i wszędzie, wydaje im się, znajdują doskonały kadr. Spokój można znaleźć dopiero w maleńkich knajpkach, do których zapraszają przystojni kelnerzy, oferując pyszne ryby, owoce morza, maderę i najprzedniejsze wino
Woda jest tu ważna, ale nie mniej niż słodkie słowo ginjinha. Smakuje jak wiśniówka, podawana w maluteńkim naparstku z czekolady. Jest mocna, 33% alkoholu robi swoje. Zakręca w głowie natychmiast, a wszystko na pewno z powodu klimatu i miejsca. Czekoladowy kieliszek do zjedzenia na koniec dopełnia wspaniałych wrażeń.
Wybrzeże Tagu ciągnie się długo i powłóczyście, a przez rzekę …ciągną się mosty, jakby ktoś chlapnął hen, daleko, pędzlem namoczonym w farbie. Ten wybudowany z okazji Miedzynarodowych Targów Expo’ 98 jest nieskończonym spinaczem dwóch brzegów. Przy drugim Ponte 25 de Abril można zjeść pyszne domowe lody i obejrzeć portugalskie Belem, z czasów, gdy było zamorską potęgą.
Pomników tu się pilnuje, trzyma straż przy nich. Podobnie jak w Polsce. Tylko u nas panowie nie gapią się wprost w obiektyw.
Przy najdłuższym ze znanych mi mostów usiadł przybysz w klapkach. Jego spojrzenie w głąb Tagu, a potem Atlantyku czy przeszłości mogłam sobie tylko wyobrazić.
Detali jest tu wiele. Sardynki, kogucik, azulejos, czyli ceramiczne płytki zdobiące kopuły katedr czy ściany domów. Portugalia kocha mały, szlachetny drobiazg.
Największe wrażenie robi jednak oceanarium, podobno jest najpiękniejsze w Europie. Budynek stoi w wodzie, a wejście prowadzi przez fontannę w kształcie padających kropli deszcze. Różnokolorowe krople tańczą w słońcu w błyskach fleszy. A potem zjada nas wielka ryba. Jesteśmy w oceanie!
Milardy stworzeń, które żyją obok nas. Kiedy ogląda się oceanarium, jest się jak Vasco da Gama, który rusza odkryć świat. Świat piękny nie tylko w wodzie 🙂
Dzikie plaże tu prawie nie istnieją. Wybrzeże jest skaliste, więc świat bezludny jest do oglądania tylko bardzo rano.
Chyba, że chce się pójść daleko, do Bramy Piekieł. Albo najdalej wysuniętego na mapie zachodniego zakątka Europy. Lub w inne miejsce skalistego wybrzeża, skąd widać tylko mieniący się ocean i ani skrawka ziemi przed sobą.
Pewnie brama piekieł może i tak wyglądać- choć nazwa Boka de Inferno brzmi groźniej niż sam widok.
I wreszcie szczyt, na który weszłam sama. To cud świata, objęty troskliwą opieką Unesco- Sintra, pełna mauretańskich pałaców. Stąd świat wygląda na …znacznie mniejszy 🙂
Portugalia jest jak zagadkowa dziewczyna. Mówią, że podobna do niej jest inna, tutejsza kobieta, fado- melancholijna i smutna. Nieprawda, Portugalia w słońcu mieni się wszystkimi kolorami tęczy, a wiatr wywiewa melancholię do oceanu.
Niepodobna do niczego, życzliwa, słoneczna, kolorowa Portugalia.
I pomyśleć, że tę przygodę wakacyjną przygotowała nam …Pani Przeznaczenie! 🙂
Tak sugestywnie… że prawie tam z Tobą byłam. Podziwialam, dotyklalam, karmiłam zmysły… 🙂 dziękuję
Aga, uczę się od Ciebie patrzenia na świat :)I też dziękuję!
Cudowne, kochane, szalone! Widzę i czuję Wasz entuzjazm! Po tym tekście i Waszych zdjęciach apetyt na Portugalię sięga zenitu! TeŻ tak chce!!! Jakoś tak czuję, że nadal jesteśmy blisko…Dorota! Magda! Pozdrawiam! GOśka
Lecimy na Maderę? :)Za rok? :))))
Eeech .. byłyście kilka dni w raju …
Tak, raj, piękni ludzie, zyczliwi kierowcy, zero polityki i …prawie koniec świata 🙂