Oto miasto.

Z lotu ptaka wygląda jak kolorowa kartka, zamalowana długimi, prostymi liniami, z plamami zieleni i kleksem ledwo widocznych budynków. Albo poletko systematycznego ogrodnika, który stara się o harmonię swojego ogrodu, układając kompozycję budynków i dróg, wtopionych w drzewa i kwiaty. Każde miasto jest takie samo, gdy patrzymy z góry. Ale kiedy zniżamy lot, zauważamy detale, które tworzą charakter: misterną architekturę, szpaler kolorowych drzew stojących wzdłuż głównych traktów, rzeźby i drobiazgi, które stworzyli mieszkający tu ludzie. I wreszcie ich samych, mijających i mijanych, zanurzonych w swoim tu i teraz. Miasto wybiera ich i przyciąga, magnetyzuje i trzyma. Każde miasto jest oddzielne i wspólne. Tajemnicze i gotowe do odkrywania.

Oto Białystok.

Stanisław Bukowski, powojenny architekt budował go od nowa. Przyjechał do rodzinnego miasta swojej żony  po wojennej zawierusze i nadał kształt nowemu miejscu swego istnienia. Odbudowywał Pałac Branickich, a gdy przyjrzeć się rzeźbie głowy umieszczonej u fasady budynku, można dostrzec w twarzy  jego rysy. Tak przyjaciele podziękowali mu za przywracanie dawnego piękna miasta.  Całe centrum wyszło z projektów powstałych w jego pracowni: od Pałacyku Gościnnego, w którym ślubują sobie zakochani, pełen eleganckiego mroku budynek Loży Masońskiej, gdzie potem mieściła się Książnica Podlaska (teraz bibliofile szukają książek w nowym miejscu, przy Skłodowskiej), poprzez malowniczo rozłożony na boki Dom Partii przy Placu Uniwersyteckim, Hotel Cristal z zapomnianym już neonem autorstwa żony architekta, Placydy Bukowskiej. Aż po niezwykły kościół Świętego Rocha na wzgórzu, witający podróżnych wjeżdżających na główne ulice Białegostoku.

Dwie świątynie wyznaczają  najpiękniejszy trakt. I to pierwszy ze spacerów, na które zaprasza miasto. Kościół Farny, z niezwykłą historią o tym, jak  car w 1898 roku uległ prośbie białostockich katolików i pozwolił na zrobienie „dobudówki” do jedynej w tamtych latach malutkiej świątyni, która teraz góruje nad Białymstokiem i elektryzuje legendą o tajemnym przejściu między pałacem a wieżą kościoła. I Biały Kościół, monumentalny, a jednak z nieodpartym wdziękiem- pełen lekkości, wykończony wysmukłą ażurową wieżą. Białystok jest miastem z Bożą pieczęcią, sporo tu wyjątkowych kościołów i cerkwi.

W połowie drogi miedzy dwiema wieżami można zboczyć z Lipowej i iść w kierunku wyznaczanym przez małe  figurki pchające ogromne koło. Lalki spoglądające w tę samą stronę są także w innym miejscu, tuż przy wejściu na ulicę Suraską.  Rzeźby, często ubierane przez nieznanych mieszkańców w maleńkie, dziergane czapeczki przypominają, że niedaleko jest świat  lalkarzy czyli Białostocki Teatr Lalek. Warto zajrzeć do Piwnicy Lalek, gdzie śpią bohaterowie słynnych przedstawień, sławiących Białystok jako jedną z najciekawszych scen teatralnych w kraju. A może także odwiedzić nieodległą Akademię Teatralną, ze słynnym korytarzem, zwanym Tramwajem? To tu czarodzieje od lalek uczą się być władcami naszej wyobraźni. A Tramwaj, być może, jest wspomnieniem konnych tramwajów sunących nie tak dawno po Białymstoku.

Można iść równolegle do Lipowej, ulicą pełną historii. To Aleja Józefa Piłsudskiego, z odchodzącą w bok plątaniną ulic, przy których rozciągało się białostockie getto.  Ślad Żydów jest na każdym kroku, bo zamieszkiwali Białystok od XV stulecia, sprowadzeni przez Stefana Mikołaja Branickiego, ojca Jana Klemensa. Mieli zapewnić miastu rozwój rzemiosła, handlu i usług. Po kilkuset latach została o nich tylko nietrwała pamięć i pomnik-symbol spalonej Wielkiej Synagogi w 1941 roku. Świat, jak czas, nie znosi jednak pustki. W innej z Synagog Cytronów dziś można zajrzeć w malarski świat rodu Sleńdzinskich, a zachętą jest namalowana w zupełnie innym stylu, słynna na cały świat Dziewczynka z konewką, umieszczona jako mural na jednym z pobliskich budynków. Czy ktoś jeszcze pamięta, że pierwotnie drzewo przeszkadzało artystce Natalii Rak wykonać pracę latem i dopiero jesienią wpadła na pomysł jak można je dołączyć do ślicznej, rumianej, unoszącej się na palcach kilkulatki? Street art rozpanoszył się w Białymstoku, oprócz tego uroczego muralu jest jeszcze co najmniej kilkanaście innych prac, bazujących na podlaskich legendach i bohaterach.

Można też przebiec przez miasto, nie zwracając uwagi na detale architektoniczne czy atrakcyjne bryły budynków. Biec tak długo, by zatrzymać się dopiero w zielonej oazie starych drzew i szumie przelewającej się w fontannach wody. Poszukać pozornej ciszy w Parku Branickich, gwarnym od wiosenno-letniego świergotu ptaków. Spojrzeć w niebo, szukając pogody, rozejrzeć się dookoła i … znowu zobaczyć historię. Słynne Praczki nad jednym ze stawów parku Planty wymyślił w 1938 roku rzeźbiarz Stanisław Horno-Popławski. Trzy kobiety pochylają się nad praniem. Jedna z nich, z powodu luźnego ubrania, prezentuje nagą pierś. Obfotografowane setki tysięcy razy, ciągle prowokują frywolnymi pozami.

A skoro wyrwaliśmy się ze schematu tradycyjnego oglądania- teraz, wędrując, zamknijmy oczy. Oto jest czas na ruch naszej wyobraźni. Hotel Ritz, wielki, reprezentacyjny gmach z pierwszymi w mieście drewnianymi windami, stoi nieopodal Parku Planty. Jest w nim świat luksusu i ówczesnych gwiazd  ze świata polityki, muzyki i filmu. Tego hotelu już nie ma, zniknął, podpalony przez wycofujące się wojska niemieckie w 1944 roku. Nigdy go nie odbudowano, niewiele też śladów zostało po nim w mieście, ale oczami wyobraźni można oglądać jego apartamenty, pić kawę z Polą Negri i Hanką Ordonówną w kawiarni i podsłuchiwać rozmowy w specjalnej centrali telefonicznej.

Imaginacja przyda się także, gdy niechcący zatrzymamy się przed instalacją Dżigi Wiertowa ustawioną przy ulicy Skłodowskiej. Zwłaszcza, że jego celem było, jak mówił, „uchwycenie prawdy”, pokazywanie fragmentów rzeczywistości okiem kamery, bo ma większą wartość niż to, co można zobaczyć ludzkim okiem. Czyżby? Może więc warto otworzyć oczy szerzej?

Zwłaszcza, że Białystok z impetem wchodzi, tak jak złaknieni przygody podróżni- w nowoczesność. Nowoczesne gmachy pną się do góry, obrasta je zieleń, słońce przegląda się w ich oknach. Na miejscu starych wyrastają nowe, zmieniają się  znane doskonale części miasta, z dworcem autobusowym w tle. Stare Bojary nieruchomieją, Las Zwierzyniecki ożywa. Nowa postać na wzór Stanisława Bukowskiego dodaje uroku rozwijającemu się miejscu urodzenia Ludwika Zamenhofa. To Marek Budzyński, który łączy naturę i kulturę w jedno. Betonowy budynek Opery i filharmonii Podlaskiej, którego jest autorem, powoli obrastają zielone liście, pną się do góry monumentalnej bryły. Tylko czekać, kiedy złączą z zawieszonym na dachu ogrodem pełnym traw i chwastów, kwiatów i krzewów. Można wyobrazić sobie, jak za kilka lat świątynia sztuki cała się zazieleni, obrośnie życiem, tak jak pamięcią obrasta to miejsce. Przenikają się  kultury, obrazy, słowa, gesty, ludzie. Miasto umierając po trochu z każdym odchodzącym, ciągle żyje.

I wreszcie można iść w zieleń lasu. Ta wyprawa jest najpiękniejsza, jest w niej biały kolor wiosennych zawilców, niesłychany krzyk łączących się w pary ptaków. Letni zapach jaśminów, bzów, lip. Śmiech przejeżdżających na rowerach dzieci, szybki odgłos kroków ludzi biegnących przed siebie. I ogromny gmach Kampusu Uniwersytetu w Białymstoku, który niełatwo znaleźć, tak doskonale skrył go Marek Budzyński wśród natury. Z przeszklonych sal wykładowych rozciąga się widok na zadrzewiony Plac Słoneczny, od którego odchodzą promieniście alejki prowadzące do miasteczka akademickiego. To już najprawdziwszy XXI wiek, podobnie jak w koronkowym budynku  z drugiego skraju lasu, gdzie mieści się Centrum Nowoczesnego Kształcenia Politechniki Białostockiej. Cztery kondygnacje, szarość, biel i szkło. Rozłożyste schody i wycinanka z podlaskimi motywami na murach, a w środku dużo światła. Jakby chciało złapać i  przepuścić przez siebie słońce. Jak miejsce, gdzie chce się odpocząć  po długim spacerze

Oto Białystok.

Z prawie sześćsetletnią historią miejsca na pograniczu, ze spokojnym rytmem przemijania, dostojną czujnością wobec czasu. Miasto, gdzie pamięć miesza się z zapominaniem. Niezmienne w powolnym zanurzaniu się w kulturę tworzących ją ludzi. Stałe, choć ciągle w zmianach. Wchłaniające w stare miejsca z klimatem to, co nowoczesne i nieuniknione.

Miasto ludzi, zdarzeń, budynków i symboli.

Zatrzymaj się na chwilę, żeby je poznać i zrozumieć.

 

(Ten wpis jest celowo bez zdjęć. To mój wstęp do dwujęzycznego albumu wydawanego przez Fundację Sąsiedzi. Niebawem w księgarniach!)