Wszystko może być tematem. Reportaż czasem dyktuje nam …nos.
Pojechałam do Łomży, żeby wreszcie (po ilu latach?) nie ominąć ulicy Bernatowicza. To tu moja młodość, moje pierwsze miłosne fascynacje, (Robert, pamiętasz?) moje filozoficzne wybory, moja poezja. Zupełnie nie wiem dlaczego, ale do swojego liceum zajrzałam dopiero po dwudziestu latach. Wybrałam cichy i spokojny dzień bez zwykłego rozgardiaszu. W wielkich drzwiach nie odczułam strachu, że nie mam tarczy doczepionej do ubrania. Nie powitała mnie pani Zosia, szatniarka utykająca na jedna nogę, postrach szkoły. Nie zmieniłam butów na kapcie.
Ominęłam też gabloty z laureatami konkursów (liceum ma się czym poszczycić w 400-letniej tradycji), nie szukałam zdjęcia
długowłosej blondynki z żabotem, które rozpoznałoby na pewno moje drugie ja. Nie dałam się unieść emocjom i wspomnieniom, trzymałam je na krótkim pasku, kiedy szlam długim, znano-nieznanym korytarzem, zaglądałam do tajemniczo- poznanych klas. Nie uśmiechnęłam się do ciemnego zakamarka na drugim pietrze, gdzie spisywałam matematykę.
Nie rozpoznałam ani jednego cienia z teraźniejszości czy przyszłości.
Przeszłość szła obok mnie znajoma, oswojona, wierna. Pękłam dopiero w barokowej auli. To był ten zapach, tak ten sam. Zapach-wypastowanej podłogi. Chciałam położyć się na nią i wdychać czas sprzed lat. Zatrzymane kadry: akademie, matura, bal. Moi utraceni przyjaciele, których daty urodzin pamiętam do dziś. Moje humanistyczne pasje, moje literackie miłości, słowa z wierszy, które recytowałam tu na tej sali. Moi nauczyciele, profesor Anna Fujak, która znosiła każdą ekstrawagancję moich wypracowań. Profesor Danuta Zawadzka, która dzięki literaturze nauczyła mnie jak być człowiekiem z krwi i kości.
Moje pięty Achillesa, na które plasterki naklejałam zawsze po lekcjach fizyki (profesor Ciecierski) i matematyki (profesor Łowicki)
Ależ bolało, jak mi je zrywali 🙂 W tej auli stałam się Nosem. Wąchałam swoje wspomnienia, a niewidoczne opary wypastowanej podłogi jak najlepszy narkotyk wyzwalały obrazy.
Ciszę przerwała pani sprzątaczka.
„Tu będzie bal -powiedziała- za moment studniówka. Pani też przyjdzie?”
Szafa moich wspomnień – uruchomiła się na dobre.
Wróciłam do Białegostoku. Zajrzałam do starej, prawdziwej szafy i znalazłam tu ślady swojej szkolnej przeszłości. Ubrania. Natychmiast zainteresowała się nimi moja nastoletnia, jak ja wtedy, córka. „Założę, je mamo? -stwierdziła, nie pytając- Tylko… ten zapach.Trzeba coś z nim natychmiast zrobić. Wypierzemy je?”
Wspaniały tekst, dawno nie czytałem tak osobistego i sentymentalnego / chociaż broni się Pani przed owym sentymentalizmem/ tekstu.
Nie można wyprać tak po prostu tamtych dni i tamtych też wspomnień.
Nie można również zapomnieć zapachu tamtej wypastowanej aulowej podłogi. To wciąż będzie w nas tkwiło bez względu na miejsce i szkołę.
Może dlatego, że to zapach naszej wspaniałej młodości i dni które nigdy już nie wrócą…
Czekamy Pani Doroto na kolejne tak wspaniałe wpisy.
Gratuluję też nowej strony, trzymam jak zwykle kciuki …
miłego wieczoru !