Po szaleństwie sylwestrowej nocy zawsze przychodzi czas spokojnego, cichego 1 stycznia. Nikt już nie wysyła życzeń, świat przestał rozbłyskać kolorowo, jesteś tylko ty i szybki wieczór. Zawieszenie świata między minionym, już wiadomym czasem a tym, który dopiero nadejdzie.

To był dziwny rok, więc tęsknię. Ogrzewam się w słodkim głosie moich dzieci, dzwoniących z troską- co u mnie. Przymierzam do kasowania martwych kontaktów w telefonie. Jedenasty rok bez taty, piąty bez mamy. Naprawdę? Tak szybko biegnie życie?

  Selekcjonuję też wspomnienia. Dużo trawy pod stopami, prosta droga przez las, przemierzana rowerem, jak zawsze. Radio wypełniające mnie odgłosami minionych dni, ludzi, zdarzeń. Krótkie miłości, pustka i  pełnia, na zmianę. Księżyc nad głową. Muzyka, poranna rozmowa z Bogiem. Samotność i przyjaźnie. Książki, teatr, film, tym razem zmieszane z pandemicznym trybem stop-start. Mój dom i domy moich bliskich. Jazda samochodem po regionie, pustoszejących wsiach. Łomża, która osamotniała na dobre. Koty. Zdjęcia i czas zmarszczek, wygładzanych filtrami, choć wolałabym prasujące ciepłem spojrzenie kochanego.  Ten rok nie różni się od innych, jest tak samo naładowany atomami radości i smutku, to ostatnie -na szczęście tylko na chwilę.

Ale jest coś jeszcze. Ludzie i jak zawsze listy. Od nieznanych przyjaciół. „Przez tyle lat obdarowuje pani słuchaczy książkami. Czy ktoś pomyślał o Gwiazdce z ksiązką dla pani?”- napisała do mnie pani Bożena, wysyłając mi książkę „Piękne życie” o Prymasie Tysiąclecia. Wzruszyłam się, bo rzeczywiście nikt nie daje mi książek, mam ich tak wiele z młodości i jeszcze więcej –od wydawców. Dzielę się nimi chętnie. A książka Weroniki Kaczorowskiej bardzo mi się przyda, bo w tym roku planuję przybrać się do zrobienia audycji o kardynale Stefanie Wyszyńskim.

Inny z listów, z dołączonymi kartkami świątecznymi sprzed lat- przyszedł w złym czasie. Bardzo szybko zachorowałam, potem zawalił mi się świat na głowę i nawet nie wiem, czy odpisałam pani Danusi z Żurawiej, która napisała tak miłe słowa „pani czuły głos i kojąca odosobowość łagodzą szarość dnia”. Pisała o ludziach z mojej książki „Dżwiękoczułość” i z własnego życia, bo znała ich osobiście. Andrzejka Bukowskiego, Danutę Dawdo, Zenona Filipczuka. Na szczęście podała adres i numer telefonu, wrócę do niej, mam nadzieję, że mnie pamięta.

List od pana Romana, zaniepokojonego tym, że zniknęłam z anteny, z porannego pasma. „Dlaczego nie ma pani, z tym całym optymizmem w głosie, szacunkiem wobec słuchacza, pięknym słowem i literaturze?”. Pani Marii z Dobrowody, która życzy nowych inspiracji , komplementuje aksamitny głos i wrażliwość i pyta, kiedy będę mogła spotkać się na kawę. Pani Elżbieta, która wiele razy wysłała życzenia, na Dzień Radia, a kiedyś też kwiaty „dziękuję za piękne audycje i reportaże. Proszę o jeszcze.”Czy wreszcie mały Miłosz, wysłał mi laurkę w dużej kopercie,  żeby podziękować za książki. Wygrał je w radiu. Tyle i jeszcze więcej. Listy przychodzą wytwornie i elegancko, nie patrząc na to, gdzie jestem. Czekają na mnie, pocieszają mnie. Często płaczę przy nich, bo są jak ślady od odległego kochanka, który zapewnia, ze tęskni. Czuję w nich potrzebę. Ktoś musiał o mnie pomyśleć. Potem usiąść i napisać tych kilka słów, wreszcie nakleić znaczek, nadać kopercie urzędowe znaczenie, iśc na pocztę. I być może czekać na odpowiedź o mnie. Więc w tym dniu wyciągam je wszystkie i raz jeszcze czytam. W dniu, kiedy na wszystko staram się znaleźć czas – na sprzątanie i oglądanie filmów, na czytanie i pyszny obiad. I na poleżenie z oczami zamkniętymi do marzeń- właśnie w tym dniu wyjmuję je raz jeszcze i czytam, dotykając śladów długopisu na kartce. Zanim wyblaknie bądź przepadnie w przestrzeni do znikania –piszę, że jestem wdzięczna. Że dziękuję i jestem blisko, choć prawie się nie znamy.

Jestem. Za chwilę wskoczę w czas snu, może nasze senne przestrzenie się wymieszają i spotkam tam ich wszystkich, moich listowych przyjaciół. Kto wie, może otaczać nas będzie już wiosna?